Na początku 2007 roku biskupi mieli już dosyć akcji „formalnego występowania z Kościoła” i Sekretarz Generalny KEP bp Piotr Libera ?poprosił Radę Prawną Episkopatu o opracowanie dokumentu pozwalającego na jednolite postępowanie we wszystkich diecezjach w Polsce, zgodne z prawem i stanowiskiem Papieskiej Rady ds. Tekstów Prawnych„. Jak przystało na profesjonalistów zaczęli od wybadania gruntu czyli stanowiska GIODO. W Biurze GIODO nad odpowiedzią na pytania myślało całe kierownictwo i 29 maja 2007 wysłano ją do Pałacu Arcybiskupiego w Warszawie nie pocztą, ale przez kierowcę. Jest to dokument w którym Biuro GIODO próbuje znaleźć jakieś modus vivendi z Episkopatem co do ustawy o ochronie danych osobowych (zamiast ją po prostu wyłożyć). Pismo podzielone jest na sześć części:

1) Kościół Katolicki jest administratorem danych osobowych

2) Kościół Katolicki przetwarza zarówno dane zwykłe jak i szczególnie chronione

3) Kościół Katolicki jest zwolniony z obowiązku rejestracji ksiąg parafialnych

4 i 5) obowiązki Kościoła wynikające z ustawy

6) przypomnienie, że GIODO nie ma kompetencji wobec danych kościelnych z powodu „i 3” w art. 43 ust. 2.

Diabeł tkwi w kluczowym punkcie drugim. GIODO wysyła tu sygnał sprzeczny z całą resztą pisma i daje do zrozumienia, że nie będzie zbytnio dociekliwy. W tym celu sam (!) powołuje się na art. 5 Konkordatu! W Polsce nie tylko Kościół powołuje się na Konkordat żeby nie podlegać prawu, ale także państwo żeby go nie egzekwować. Tymczasem GIODO na mocy ustawy o ochronie danych osobowych ma być jej obrońcą i kwestionować próby jej osłabiania. Tu nawet nie było kapitulacji przed żądaniami biskupów. Artykuł 5 Konkordatu, który wyciągnął Michał Serzycki, pasuje do ustawy jak pięść do nosa, ponieważ zapewnia wolność religijną, którą jeszcze przed ratyfikacją Konkordatu zagwarantowała Konstytucja RP. Biuro GIODO twierdzi więc, że ustawa, której broni narusza Konstytucję. Najśmieszniejsze jednak, że Biuro… uczy abp Kazimierza Nycza prawa kanonicznego! „W każdej parafii należy prowadzić księgi parafialne” – dowiaduje się więc arcybiskup od polskiego ministra, który wyjaśnia także co i jak mają robić proboszczowie. Wszystko po to, by ugotować zupę z gwoździa czyli dać Nyczowi do ręki art. 5 Konkordatu. W Hiszpanii Arcybiskup Walencji – a nie odpowiednik GIODO! – powołał się na coś znacznie bardziej konkretnego – art. 1 ust. 6 konkordatu w sprawach prawnych z 3 stycznia 1979: „Państwo szanuje i chroni nienaruszalność archiwów, rejestrów i pozostałych dokumentów należących do Konferencji Episkopatu Hiszpanii, kurii biskupich, kurii przełożonych zakonów i kongregacji religijnych, parafii oraz innych instytucji i podmiotów kościelnych„. W polskim Konkordacie czegoś takiego nie ma, a skoro nie ma to urząd państwowy (?!) sam to wymyśla „ex nihilo”, z wolności religijnej! Mało tego – hiszpański „GIODO” odrzucił tę klerykalną interpretację (!) a sąd 10 października 2007 roku to potwierdził! Różnica między polskim GIODO a jego hiszpańskim kolegą była więc taka, że polski sam wciskał Kościołowi do ręki zrobiony z powietrza immunitet przed ustawą o ochronie danych osobowych podczas, gdy hiszpański odrzucał żądanie takiego immunitetu mimo znacznie lepszej podstawy przedstawionej przez Kościół. W kluczowym miejscu całe Biuro zdradziło Konstytucję i weszło w spiskową komitywę mającą na celu odebranie milionom Polaków ich praw ustawowych.

[download id=”87″]

 

Facebook Comments

Website Comments

Post a comment