Tuż przed świętami w Holandii do mediów powróciła sprawa wystąpień z Kościoła. Wszystko za sprawą prostej strony internetowej Toma Roes ontdopen.nl zawierającej tak naprawdę jedynie „gotowca” oświadczenia o wystąpieniu. 27 grudnia Reuters doniósł, że ruch na niej wzrósł do ponad 10 tys. odwiedzin dziennie. Już 12 dni później przepisała to „Rzeczpospolita”, a z niej wreszcie dowiedzieli się o tym „polscy apostaci”.

Sprawa zaczęła jednak żyć własnym życiem po tym jak ks. Harm Schilder, proboszcz parafii Emmaus w Tilburgu, po otrzymaniu czterech takich listów zapowiedział, że będzie w kościele wywieszał zdjęcia i nazwiska osób, które wystąpiły z Kościoła „aby umożliwić parafianom modlitwę za nich i być może skłonić ich do pozostania. Na domiar złego powtórzył to w Radiu 1, stawiając sprawę na ostrzu noża. Niestety dla Kościoła nie czytał mistrza Sun Zi, bo by wiedział, że nie wydaje się bitwy, której nie można wygrać. Efekt przyniósł więc skutek odwrotny od oczekiwanego. Na stronie episkopatu holenderskiego pojawiło się we wtorek oświadczenie: „Ujawnienie danych osobowych osób, które wskazują, że chcą wystąpić z Kościoła, w świetle konieczności delikatnego obchodzenia się z poufnymi informacjami o wiernych jest niepożądane i prawnie niedopuszczalne i dlatego nie jest praktyką Kościoła rzymskokatolickiego w Holandii„. Również holenderski „GIODO” Jacob Kohnstamm przyznał dyplomatycznie, że wywieszanie zdjęć i nazwisk bez zgody byłoby naruszeniem prawa. Po takim prysznicu ksiądz Schilder wycofał się z planów. Została mu modlitwa z nadzieją, że Bóg będzie wiedział o kogo chodzi.

Facebook Comments

Website Comments

Post a comment