Jestem pacjentem Samodzielnego Publicznego Szpitala Klinicznego im. prof. W. Orłowskiego w Warszawie. Tutejszy kapelan zachowuje się w sposób prowokacyjny i doprowadził do incydentu, który mnie bardzo zdenerwował” – przyszła kilka dni temu alarmująca wiadomość od pana Jana. Cóż robić – we własnym domu można zamknąć drzwi przed sprzedawcami jajek i Świadkami Jehowy, ale w szpitalu przestrzeń prywatna człowieka kurczy się do powierzchni jego łóżka. Księża o tym wiedzą i potrafią ten fakt wykorzystać bezlitośnie. Okazało się, że pan Jan miał już wcześniej złe doświadczenia w tym zakresie. „Niestety mam chyba pecha do kapelanów szpitalnych. Ich posługa wymaga szczególnego taktu i delikatności, bo mają do czynienia z pełnym przekrojem społecznym. Niektórzy jednak zapominają, że w przeciwieństwie do Mszy św. nikt nie jest w szpitalu z własnej woli. Wówczas przestrzeń prywatna osoby, która ma dla kapelana jedynie społeczne pokłady grzeczności, kurczy się do zera” – opowiada z autopsji.

Miałem jeszcze dwa duże akty „autoapostazji” w twardej oprawie i jeden postanowiłem sprezentować PT Czytelnikowi, z nadzieją, że wyznaczy to na tyle wyraźną granicę przestrzeni prywatnej, by zapobiec przyszłym incydentom. Przesyłka dotarła dzisiaj, wisi nad łóżkiem i podobno zrobiła już furorę na cały szpital.

Panie Macieju, dyplom jest nie tylko piękny, ale zabójczo skuteczny. Czytają pacjenci i personel szpitala i wszyscy się śmieją. Dziś przyszedł inny kapelan, przeczytał i kulturalnie ze mną porozmawiał na tematy ogólne. Trochę szkoda, że czasem trzeba się uciekać do takich gestów, ale dzięki wystap.pl obroniłem swoje prawo do poszanowania życia prywatnego i rodzinnego. Dziękuję!” – przyszła wiadomość.

Panie Janie, życzymy szybkiego powrotu do zdrowia i 100 lat!

Facebook Comments

Website Comments

  1. Immanuel
    Odpowiedz

    Wychodzi na to, że przy takim pechu Pan Jan będzie musiał, za każdym razem pobytu w szpitalu, wozić ze sobą ten wspaniały akt samoapostazji i wieszać go nad łóżkiem. Już też rozmawiałem z Panem Janem i mówił, że ksiądz po przeczytaniu skomentował – „widzę, że jest coś o Świątyni Opatrzności Bożej„. Pan Jan mało nie parsknął śmiechem, ale i tak należy przyznać, że kapelan wybrnął z tej niezręcznej sytuacji obronną ręką, choć w dość specyficzny sposób.

  2. Adam
    Odpowiedz

    Jak to obronną? Włożył w czytanie tego aktu tyle zrozumienia co wkłada co tydzień w czytania z Pisma Świętego, czyli ZERO.

Post a comment