(?) ewentualne wykreślenie [i 3] spowodowałoby powstanie kolejnego problemu, jako że kompetencjami GIODO zostałyby również objęte dane osobowe aktualnych członków Kościoła, co, zdaniem niektórych ekspertów, naruszyłoby autonomię tej instytucji w zakresie danych osobowych.
„Tygodnik Powszechny”, nr 37/2014
Problem nie tkwi w odpowiedzi na pytanie czy ktoś ma prawo do decyzji tylko jak tę decyzję oceniać. To jest problem. To, że ktoś ma prawo do decyzji jest akceptowane i przez państwo i przez Kościół. Przez państwo w 100%.
Maciej Kawecki, grudzień 2014
Nie mamy instrumentu kontroli tego, w jaki sposób kościoły przetwarzają dane. GIODO nie ma uprawnień, by kontrolować kościoły w zakresie przetwarzania danych jego członków.
dr hab. Agnieszka Grzelak, Biuro RPO, sierpnień 2017
Ten wpis jest w zasadzie epilogiem. Pokazuje co się dzieje gdy cwaniactwo i dulszczyzna zastępują sprawiedliwość. Nie tylko nic się nie zmieniło w wieloletniej polityce Biura GIODO, ale Episkopat Polski postanowił wejść w celowo stworzoną próżnię. Co też było do przewidzenia i jest logicznym choć smutnym zakończeniem. Ale po kolei.
GIODO „wygasza” sam siebie
W czerwcu Marcin w skardze do sądu zarzucił GIODO „stosowanie prawidłowo zinterpretowanego ?i 3?” czyli umorzenie skargi na parafię. Przyłożył się do tego wyjątkowo metodycznie i wykazał czarno na białym, że to humbug. Pani minister miała okazję przedstawić „stanowisko prawne” i niestety to zrobiła. Szału nie ma – jest kompromitacja. Jedną ręką prosi Rzecznika Praw Obywatelskich o pomoc a drugą dyskredytuje człowieka, który krzyczy, że odebrano mu prawa obywatelskie… w tej samej sprawie. Na zarzut, że „i 3” nie ma, bo wymagało notyfikowania Komisji Europejskiej już nawet nie odburknęli czyli to oddali walkowerem. Biuro GIODO musiało zdjąć maskę – mogą latami oszukiwać i dezinformować, że coś robią, ale nie ma litości dla tych, którzy uciekną z Matrixa do rzeczywistości i powiedzą: „chcemy decyzji”. Marcin uciekł więc trzeba go złamać, bo jest zagrożeniem. Oto prawdziwa twarz Polski dla Polaków najgorszego sortu, co należało udowodnić! Teraz jedynie wylazło to spod dywanu bez lumpenprawniczych wytrychów typu „nad dyrektywą europejską jest Traktat Lizboński w którym artykuł siedemnasty jest zaraz za szesnastym” czy „wydawanie decyzji to postulat de lege ferenda„, które prawnik GIODO Piotr Wójcik sprzedawał sądowi jak lecznicze garnki. Wyrok w imieniu Komisji Wspólnej Rządu i Episkopatu już tego nie zmieni. Wasze sądy, nasze internety. 🙂 Ta przemoc prawna trwa od lat i sztuka dogadzania ekscelencjom polega na tym żeby jej nie zakończyć. Pani minister zgodnie z ustawą robi za kapo, co dobrze rokuje stabilności urzędu, bo gdyby podpisała choćby jedno zdanie, że „i 3” nie ma to suweren by ją raz-dwa „wygasił” ustawą. A po prawdzie nawet ustawy nie potrzeba – mogą ją odwołać za „naruszanie praw człowieka parafii” jeśli decyzje po 22 kwietnia 2015 podciągną pod sprzeniewierzenie ślubowaniu. Potrzeba jest paląca – sto etatów jest do wzięcia. 🙂 Taka sytuacja. Konsensualnie wygasza się więc sama i to jest słuszna koncepcja. Mam gorzką satysfakcję, że sędziowie NSA przejrzeli na oczy dopiero gdy takie same kuglarskie sztuczki uderzyły w nich. Póki uderzały w motłoch były „przepisem ustawy podpisanej przez prezydenta„, który można było co najwyżej wielkodusznie przerobić „interpretacją”.
„Nie palmy Biura GIODO, zróbmy nasze własne!”
W lipcu Katolicka Agencja Informacyjna zamieściła obszerny artykuł dwojga tytułów „Kościół będzie chronił dane osobowe” i „W kościele powstaje urząd ochrony danych osobowych„. Wymusiło go ujawnienie protokołu z lutowej Komisji Wspólnej Rządu i Episkopatu, ale lepsza taka jawność niż milczenie. Jest consensus, że przed oswojeniem tematu nie da się dłużej uciekać. Także dlatego, że z rozporządzenia unijnego o ochronie danych osobowych, które wejdzie w życie w maju, wynika wprost, że kościoły mu podlegają więc nie da się dłużej rżnąć głupa, że parafie nie podlegają ustawie, bo nie są państwami. Ma więc powstać dekret, którym Kościół wreszcie uzna odpowiedzialność za ochronę danych osobowych – podobnie jak uznał odpowiedzialność za ochronę dzieci.
Samo tworzenie „ogólnopolskich” (czyli wspólnych dla wszystkich diecezji w Polsce) regulacji przez Episkopat Polski to krok w dobrą stronę. Podobne zalecenia dla biskupów stworzył Episkopat Hiszpanii w 2010 roku. Polscy biskupi idą krok dalej, bo nie chcą zaleceń tylko „ogólnopolskiego” dekretu zatwierdzonego przez Watykan. Gdyby nie obsesje „wewnętrzności” wszystkiego co robi Kościół i „unikania wojny religijnej” powstałby dawno temu. Zamiast tego powstała rachityczna „instrukcja Serzycki-Budzik” żeby unikać katastrof PR-owych. Minister Wiewiórowski wcisnął to jeszcze prawosławnym i groził, że wciśnie Świadkom Jehowy. Wygląda na to, że będzie to uwspółcześniona instrukcja biskupa Franciszka Jopa z 1947 roku z dodaniem części o programach do obsługi parafii i wnioskami z dotychczasowych incydentów. Ważne, że będą to jednolite zasady we wszystkich diecezjach, bo to zapewnia stabilność i wiarygodność. Możliwe też, że wszyscy biskupi powołają pełnomocników ds. ochrony danych osobowych. Tworzyliby jakąś tam Kościelną Komisję Ochrony Prywatności, która wybrałaby sowicie opłacane prezydium i niewątpliwie robiła dużo dobrego. To jest genialne rozwiązanie, które oswaja temat bez ingerowania w „wewnętrzne sprawy państwa” (ucz się Jasiu: nie ma czegoś takiego, wewnętrzne są tylko sprawy Kościoła). Od dawna marzę, by KEP udzielił proboszczom konkretnej pomocy czyli wydał 10 tysięcy ładnych broszur z obrazkami, rzetelnymi wyjaśnieniami, analizą przypadków i telefonami do pełnomocników. Do tej pory nikt nie miał głowy do takich podejrzanych ideologicznie nowinek z Zachodu, bo biskupi wyszarpywali kolejne ustępstwa na do niedawna tajnych konwentyklach z rządem.
Jeśli jest tak dobrze to dlaczego jest tak źle?
Szydło z worka wychodzi w drugiej części planu. KEP chce stworzyć matrioszkę – przemycić pod pozorem reformy quasi-urząd „kościelnego GIODO”, który z kolei przemyci niepodleganie rozporządzeniu unijnemu. Ma to być coś w rodzaju GIODO tylko dla parafii, obok „państwowego” GIODO dla reszty świata. Jak trzeźwo zauważyła moja znajoma: „to tak jakby zrobić kościelną prokuraturę tylko dla księży„. Biskup Miziński przedstawił ten plan dość dokładnie.
W tym wszystkim chodzi o to, że biskupi chcą się w ostatniej chwili podłączyć pod artykuł 91 rozporządzenia o ochronie danych osobowych z którego wcale nie wynika, że mają to zrobić. To tylko zgoda na zostawienie jeśli coś takiego już funkcjonuje czyli KEP tradycyjnie stawia sprawę na głowie. O czym piszę ja, bo pani minister jest zmarginalizowana na własną prośbę. Siedziała na tej komisji z kraja jakby pogodzona z losem i wspomniała tylko żeby doprecyzować, że chodzi o wszystkich bez zbędnej kazuistyki z „osobami należącymi” (co akurat jest słuszne, bo jeśli wyłączać to parafie a nie jakieś kiepskie eufemizmy, które trzeba rozplątywać Soborem Trydenckim). Intencje zdradził KAI:
„Kościół katolicki (…) powinien powołać instytucję zajmującą się ochroną danych osobowych swoich wiernych. W przeciwnym razie po 25 maja 2018 r. zadania te przejmie GIODO„. Czyli: róbmy atrapę, bo zaczniemy podlegać. Miało wyjść dobrze a wyszło jak zwykle. Taki „kościelny GIODO” musiałby spełniać warunki z rozdziału VI czyli artykułów 51-59. Episkopat Polski nie ma o tym pojęcia właśnie dlatego, że parafie od 20 lat nie podlegają ustawie, bo je wyłączyło „i 3”, które nazwali „przejawem realizacji zasady autonomii kościołów„. Mieli to w nosie, bo ich zdemoralizowała Irena Lipowicz. Płacz, że ubecy idą rozległ się dopiero w styczniu 2014 gdy ucho się urwało. Od razu widać, że pomysł jest bezpośrednim skutkiem szwindlu NSA w 2013 roku zmiany znaczenia „i 3” i „obronienia” tej wrzutki (przed Polakami?) przez prezesa NSA i – cóż za ironia – Rzecznika Praw Obywatelskich w 2016-ym. Najpierw państwo sobie nie poradziło z „i 3” a potem oddaje suwerenność, bo sobie nie poradziło. Nie wiadomo nawet czy od tego czegoś będzie się można odwołać do sądu czy też będzie „polubownie”. Dowiemy się z „Akt KEPu„. Członkowie będą powoływani i odwoływani przez Prezydium KEP lub zebranie plenarne. „Nie palmy Biura GIODO, zróbmy nasze własne. Jeśli ich złamiemy to zrobimy zgodną z Traktatem Lizbońskim kościelną prokuraturę” – wymyślili arcybiskupi. Profesor Fajgielski w maju 2014 nazwał „i 3” ?faktycznie nieudolną próbą ukształtowania w tym zakresie autonomii Kościoła? więc najął się do tego żeby to zrobić porządnie i w nagrodę pewnie on zostanie tym „kościelnym GIODO”. Finansowo wyjdzie na plus dodatni, o to już zadbają. Czy jest sens brnąć w tę hucpę? To naprawdę pogrzebie pozytywny efekt ucywilizowania tematu. Będzie powtórka z Komisji Majątkowej, nie ma wątpliwości. Nawet osoba Krzysztofa Wąsowskiego je łączy.
Co z tego okresu burzy i naporu wyjdzie wkrótce się okaże. To, że Episkopat Polski powinien jakoś ten temat zinstytucjonalizować widać gołym okiem. Intencje pokaże wybór między wspierającą proboszczów komisją a bezczelnym przejmowaniem kompetencji państwa fikcją „kościelnego GIODO”. Niestety wszystko wskazuje na to, że ten bezczelny humbug jednak powstanie. Nie po to przez lata broniono groteskowego przywileju Kościoła, by z niego zrezygnował kiedy jest prawie proszony, by uwolnić „stronę państwową” od nieszczęścia kognicji. Świadczy o tym choćby to, że Biuro RPO mimo kołatania przez pół roku nie odpisało mi na pytanie czy będzie wniosek o uchwałę NSA a dr hab. Agnieszka Grzelak świadomie broni status quo załganą i już obaloną „interpretacją” wrzutki. W Polsce czyli nigdzie jedyny sposób na przegięcie pały w interesie Kościoła to zaczekać aż samo zniknie. To tak jakby walczyć z przemocą domową czekając aż zejdą siniaki. W gruncie rzeczy nie wiadomo czy to jeszcze serwilizm czy już współudział. Tak czy owak – jakże Watykanowi odmówić?
Facebook Comments