Podczas, gdy polscy urzędnicy wypoczywali na Bali, oglądając ludność tubylczą jak na safari, z dala od ich oczu w wiejskich społecznościach „Tradycja” prowadziła do pozbawiania praw człowieka i zagrożenia dla życia co najmniej kilku rodzin. Zostały one objęte wywodzącym się z pomroków dziejów zwyczajem kasepekang, to znaczy całkowitym ignorowaniem przez lokalną społeczność – włącznie z zakazem wspólnego bawienia się dzieci. Made Rai, głowa takiej rodziny, ledwo pamięta jak doszło do konfliktu. Wie jednak dobrze, jakie są jej konsekwencje – jego wnuki poddane są skrajnej formie ostracyzmu z powodu waśni, która zaczęła się na długo zanim się urodziły. Nie ma prawa wstępu do wiejskiej świątyni w której ogniskuje się życie jej mieszkańców i po śmierci nie zostanie pochowany na miejscowym cmentarzu. Do swych bogów modlą się więc przed jedynym miejscem w którym mogą czuć się w miarę bezpieczni – przed swoim domem. Kasepekang dla jego rodziny oznacza społeczną i cywilną śmierć. Nie rozmawiają z nimi nawet urzędnicy więc nie mogą załatwić żadnej sprawy administracyjnej. Źródło tak skrajnej reakcji wioski jest wręcz niewiarygodne. W 1972 pan Rai wraz z czterema innymi głowami rodzin poróżnił się z resztą jej mieszkańców o to czy przysługuje im tytuł „Gusti”, który oznacza wysoką pozycję w ich systemie kastowym. Powoływali się na dokumenty kolonizatorów. „Nie ma mowy! Należy wam się tylko tytuł „Si”” – zadecydowała wioska. Przez następnych trzydzieści lat konflikt tlił się, lecz nie wychodził na zewnątrz. Zmieniło się to po zmianie autorytarnego reżimu politycznego Suharto w 1998 roku. Regiony otrzymały większą autonomię i władze zaczęły patrzeć przez palce na „prawo zwyczajowe”.
– Jako człowiekowi jest mi ich żal, ale tradycja jest ważniejsza. Gdybym wziął ich stronę mógłbym również zostać poddany ostracyzmowi. – Powiedział odpowiednik sołtysa Ngurah Bagus Putra.
Bali jest jednym z ostatnich miejsc na Ziemi gdzie przetrwała starożytna praktyka wykorzystywania więzi grupowych do upokarzania osób uznanych za niepożądane lub stanowiące zagrożenie. Jest ona znana we wszystkich religiach, choć szczęśliwie odchodzi do lamusa historii, gdzie może znaleźć poczesne miejsce pośród torturowania heretyków i prawa pierwszej nocy. W judaizmie jest znana jako cherem a najsłynniejszym żydem nią ukaranym był Spinoza. Obecnie prawie nie występuje, aczkolwiek w 2004 roki świecki sąd w RPA potwierdził prawo sądu arbitrażowego Din Beth do nałożenia tej kary na ortodoksyjnego żyda. W Nowym Testamencie jest wspomniana kilkukrotnie, m.in. 1 Kor 5,11-13: „Dlatego pisałem wam wówczas, byście nie przestawali z takim, który nazywając się bratem, w rzeczywistości jest rozpustnikiem, chciwcem, bałwochwalcą, oszczercą, pijakiem lub zdziercą. Z takim nawet nie siadajcie wspólnie do posiłku. Jakże bowiem mogę sądzić tych, którzy są na zewnątrz? Czyż i wy nie sądzicie tych, którzy są wewnątrz? Tych, którzy są na zewnątrz, osądzi Bóg. Usuńcie złego spośród was samych” oraz 2 Tes 3,6: „Nakazujemy wam, bracia, w imię Pana naszego Jezusa Chrystusa, abyście stronili od każdego brata, który postępuje wbrew porządkowi, a nie według tradycji, którą przejęliście od nas„. Choć oryginalnie nie oznaczało to ani środka zapobiegającego wystąpieniom ani kary niszczenia byłych członków słowa te wyrodziły się właśnie w taką interpretację. Przyjęli ją – a przynajmniej ją akceptują – mennonici, amisze i Świadkowie Jehowy. W Kościele katolickim taką interpretację przyjęła konstytucja apostolska „Ad evitanda scandala” (Fontes I, 45; tłum. John S. Daly) Marcina V z 1418 roku. Obłożony nią był vitandus – ten, którego należy unikać. Karę tę jeszcze w 1908 roku nałożono na jednego z największych myślicieli katolickich, księdza Alfreda Loisy’ego. Był on intelektualnym ojcem „modernizmu” i naukowych badań Biblii. Już wtedy ekskomunika vitandus nie mogła spełnić swojej funkcji społecznej wobec niepokornego księdza – jako naukowiec otrzymał katedrę historii religii na Coll?ge de France gdzie był aktywny zawodowo jeszcze przez dwadzieścia lat. Jego potępienie ograniczyło się do brzemiennych konsekwencji teologicznych – wydania dwa lata później „przysięgi antymodernistycznej„, która była intelektualną autokastracją świata katolickiego w XX wieku. Kiedy Watykan zorientował się, że vitandus przyniósł więcej szkód niż korzyści, nowy Kodeks Prawa Kanonicznego z 1983 roku zniósł tę karę zachowując jedynie „zwykłą” ekskomunikę. Nie znaczy to bynajmniej, że nie można wywierać presji szantażem emocjonalnym – grą w „przecież jesteś katolikiem„. Grożenie ekskomuniką jest jedną z jej odmian. Do ściany doszli natomiast niektórzy ekstremiści muzułmańscy – po prostu ogłaszają prawo do zabijania (powołując się na al-Bukhari, Diyat, bab 6 czyli „wolność religijną”).
Praktyka ostracyzmu wobec byłych członków (ang. shunning) jest kontrowersyjna ponieważ karze ich nawet wtedy, gdy nie stanowią zagrożenia dla jedności grupy i jej doktryny gdyż po prostu przestają się identyfikować z danym wyznaniem. „Główni bohaterowie” shunningu – amisze, mennonici i Świadkowie Jehowy – tę delikatną i trudną do uchwycenia różnicę interpretują na swoją korzyść, zasłaniając się wolnością religijną, a niechęć sądów do podejmowania trudnych decyzji z wolnością religijną w tle działa na ich korzyść. W efekcie mają „prawo” nie tylko do zatrucia komuś życia i wykluczenia go z więzi towarzyskich czy wręcz rodzinnych, ale nawet zrujnowania go poprzez bojkot ekonomiczny. A wszystko z powodu… np. przyjęcia urodzinowego. W przypadku amiszów można zniszczyć człowieka z powodu grania w karty lub noszenia biżuterii – i oczekują od państwa, że nazwie ten obłęd „wolnością”. W USA ta archaiczna i zakonserwowana przez religię broń była podważana w sądach ze zmiennym szczęściem. W sprawie Paul v. Watchtower Bible and Tract Society of New York, Inc. sąd – jakkolwiek nie miał wątpliwości co do realności krzywd doznanych przez skarżącą Janice Paul – postawił wyżej prawo do wolności religii, uznając, że shunning, którego doświadczyła mieścił się jeszcze w granicach, które państwo musi ścierpieć (nie była to oczywiście jego moralna ocena). Inny wyrok wydał w 1975 roku Sąd Najwyższy Pensylwanii w sprawie Bear v. Reformed Mennonite Church. Sąd uznał, że shunning może naruszać wartości chronione konstytucyjnie, jak stosunki rodzinne i handlowe. Być może różnica była tylko ilościowa – Robert Bear został przez mennonitów doprowadzony do ruiny finansowej oraz pozbawiony związków rodzinnych i koleżeńskich. Przeciwko tej okrutnej praktyce działa Komitet ds. Shunningu Religijnego, który niesie pomoc poszkodowanym. Doczekała się także wielu analiz prawniczych.
Według GUS w Polsce jest 127 tys. Świadków Jehowy – jest to trzecie wyznanie w Polsce. Przyjmując podany przez sam związek poziom 1%/rok, liczba „shunningowanych” wynosi nawet kilka tysięcy osób. Jak to działa w praktyce opowiedział były członek:
Praktyką Towarzystwa Strażnica jest ostracyzm. Przez wiele lat dotyczył on osób usaniętych z organizacji na zasadzie ekskomuniki. Ale od 1981 r. obowiązuje ta zasada w stosunku i do tych, którzy dobrowolnie opuszczają szeregi świadków Jehowy. Teraz mamy tysiące ludzi, do których plecami odwracają się dawni przyjaciele, krewni, rodzice, wszyscy. To musi być straszne dla tych ludzi. Co sądzisz o tym?
To dobre pytanie. Odwracanie się od byłych wyznawców praktykowane jest w niektórych innych wyznaniach, ale u świadków to coś więcej – towarzyskie oddzielenie, izolacja, całkowite odcięcie się od tej osoby.
Świadkowie uważają usuniętego za umarłego niejako w sensie dosłownym. Nawet rodzicom nic wolno z kimś takim rozmawiać, chyba że jest to absolutnie konieczne – co zdarza się rzadko. Najlepszą ilustracją tego niech będzie przypadek mojego pacjenta, młodego człowieka, który był entuzjastycznym świadkiem Jehowy przez 4,5 roku. Był on dobrym i pracowitym głosicielem, bardziej aktywnym od tych, którzy szczycili się stażem dwudziesto- czy trzydziestoletnim. Ciągle zadawał starszym zboru nurtujące go pytania. Ci zrazu odpowiadali grzecznie, ale kiedy pytania stawały się coraz bardziej trudne i kłopotliwe, zaklasyfikowano go nie jako poszukującego prawdy, lecz kłopotów i zmierzającego do rozbijania organizacji. W konsekwencji polecono mu powstrzymywać się od zadawania pytań i przyjmować to, co Towarzystwo głosi. Zaczął więc pisać do władz, usiłując uzyskać odpowiedź na nurtujące go problemy. Z biegiem czasu doprowadziło to do usztywnienia stanowiska władz. Oskarżono go o „wychylanie się” poza organizację Bożą. W końcu wzięto go pod specjalny nadzór i wyłączono z organizacji, ponieważ wydawało mu się, że aby oddać się organizacji musiał mieć pewność co do nurtujących go wątpliwości.
Po wykluczeniu cała rodzina została pozbawiona prawa komunikowania się z nim. Izolacja ta była dla niego tak dramatyczna, że w końcu popełnił samobójstwo. Zastrzelił się przed salą królestwa. Wywołało to duże poruszenie w społeczności.
Ten młody, dobrze znany mi człowiek był rozdarty, szukając odpowiedzi na dręczące go pytania i starając się być w zgodzie z najbliższymi. Jednak nie mógł zniewolić swojego intelektu i wyrzucić swoich rozterek. Kiedyś powiedział mi, że nic może kazać sobie zapomnieć o tych pytaniach. „Są one we mnie, myślę o nich, nie mogę ich wyrzucić, tak jak mi każą. Potrzebuję odpowiedzi, muszę je mieć.” To, że nic mógł ich uzyskać było bardzo bolesne dla niego. Tak więc był rozdarty między swoimi potrzebami intelektualnymi, poszukiwaniami, a późniejszą izolacją od rodziny, od żony i dzieci także świadków Jehowy. Jest to dla mnie bardzo tragiczna historia, lecz i typowa jeśli chodzi o przyczyny wykluczeń.
Wśród najbardziej częstych powodów przeważają przyczyny seksualne i intelektualne, jak podważanie różnych aspektów doktryny i praktyki Towarzystwa „Strażnica”. A są to często szczere pytania, które nurtują tych ludzi i w konsekwencji rujnują ich życie.
Polską wersją Paul v. Watchtower Bible and Tract Society of New York, Inc. był proces Kazimierz K. przeciwko Chrześcijańskiemu Zborowi Świadków Jehowy. Zostaje ubolewać, że skończył się zanim się na dobre zaczął. Sąd Apelacyjny w Warszawie uznał, że nie można skarżyć wyznania – ma ono immunitet przed pozwaniem. Według sądu, skarżyć można jedynie „ludzi kościoła” – by posłużyć się frazeologią kościelną. Nie kościół jednak. „Jeżeli dawni współwyznawcy swoim zachowaniem naruszają dobra osobiste powoda, to pozew winien być skierowany przeciwko nim, a nie przeciwko związkowi wyznaniowemu” – to zdanie pokazuje, że w III RP samo położenie na szali wolności kościoła przeciwko innym prawom i wolnościom jest utrudnione. Przecież Świadkowie Jehowy robili to co robili dlatego, że byli Świadkami Jehowy i jako tacy. To co amerykański sąd apelacyjny analizował na kilku stronach, polski zbył wzmianką, że shunning „może być nieprzyjemny, nie stanowi jednak naruszenia obowiązującego porządku prawnego„. Wina w tym – niestety – samego pozwanego. Pierwszy proces z prawdziwego zdarzenia o tę praktykę jeszcze przed nami. Aczkolwiek Jezus nie był honorowym dawcą krwi to na pewno nie nosił okularów. Państwo nie musi i raczej nie powinno patrzeć przez palce na uzasadniane religijnie powiększanie kontroli władz kościoła nad wiernymi.
Budynek w którym mieszkam ma 20 numerów. 4 mieszkania nie przyjmują kolędy.
Pozdrawiamy się grzecznościowo, czasem rozmawiamy o różnych sprawach, nigdy jednak o religii. Za 12 lat mieszkania w wspólnym budynku, żona zapraszała katolików na party, nikt nie odmówił. Nas też zapraszają, ale traktuję to grzecznościowo. Jeżeli bywa u nas ktoś z rodziny, rozmowa o religii, wierze itp. jest tabu!
PS. Ateizm zobowiązuje nas do dawania przykładu katolikom! W polskich więzieniach 99% to katolicy!
Pozdrawiam Panie Zbigniewie!
Ja mam to samo ze swoją rodziną i znajomymi.
Niestety katolicy nie potrafią w większości rozmawiać na tematy religii. Częściowo spowodowane jest to tym, że są mało zorientowani na ten temat, mało wiedzą o historii swojej religii i o niej samej nawet. Po prostu nie chcą nic w swoim życiu zmieniać i tak im wygodnie lub też to co chcę im przekazać jest dla nich zbyt dużym szokiem i nie chcą tego słuchać. Jedni traktują mnie jak heretyka inni jak trędowatego a jeszcze inni myślą że z czasem mu przejdzie. Otwarty umysł posiadają ludzie którzy poszukiwali lub jeszcze poszukują prawdy. Ci którzy ją już przyjęli i postanowili że jest ona jedyna i słuszna założyli sobie zaślepki na oczy i tak będą już szli niestety do końca życia i to jest dla mnie najbardziej żałosne. Dokładając do tego brak tolerancji jest to naprawdę żałosne i smutne.