Przecierałem oczy ze zdumienia czytając jak Kinga Dunin – zapewne nieświadomie – wpadła na trop wystąpienia z Kościoła z zachowaniem godności i powiedziała samą prawdę o „apostazji ważnej kanonicznie” (tak to się teraz nazywa w żargonie kościelnym). Pani Kingo! Toż ja tu po łokcie się urobiłem żeby Pani to umożliwić! To pokazuje, że „apostazja ustawowa” lub „wystąpienie po włosku” należy do jeszcze jednego ukradzionego pojęcia – mianowicie prawa naturalnego. Wystarczy mieć trochę godności, by prawo naturalne podpowiedziało, że „apostazja ważna kanonicznie” jest tak samo ważna jak ogłoszenie starosty o przywróceniu prawa pierwszej nocy. Tylko co do podatku kościelnego jest Pani w błędzie. Istniał przez wieki a Kościół nie potrzebował do niego Sejmu tylko zbawienia, piekła i świętego Piotra. Nazywał się dziesięciną. Obecnie trwają wysiłki, by go przywrócić. Czemu w tym pomagać?

Kinga Dunin, „Ateizm jest nudny”, Wysokie Obcasy, 29.07.2010

To chyba nikogo nie dziwi, że zanim rząd uchwali jakąś ustawę, wysyła ją do Episkopatu z prośbą o opinię. Zapewne wszystkie demokratyczne europejskie rządy tak robią, a ten podobno właśnie taki jest. Ponieważ chodzi o ustawę dotyczącą wdrażania niektórych przepisów Unii Europejskiej w zakresie równego traktowania, nie dziwi nas również to, że Episkopat jest jej przeciwny. W piśmie w tej sprawie od ks. Mrówczyńskiego do minister Radziszewskiej zastanowiło mnie tylko jedno zdanie: 'Wyrażona w projekcie ustawy koncepcja standardów w zakresie równego traktowania może okazać się niebezpiecznym otwarciem podporządkowania Polski bliżej nieokreślonym naciskom’. Po polsku oznacza to chyba tyle: oj, bo jeszcze ktoś nam się będzie wtrącał do tego, jak traktujemy naszych obywateli. A co w tym złego? Chyba przede wszystkim to, że jest to zamach na uprzywilejowanie Kościoła w zakresie wtrącania się. Bo w końcu Kościół to globalna, wielka instytucja ze stolicą w Watykanie, która wywiera całkiem dobrze określone naciski. I nikomu innemu już naciskać nie da. Zresztą władza sama chyba o te naciski prosi, skoro podsyła ustawy do skrytykowania. Czyli zapewne wszyscy są zadowoleni. Osobiście wolałabym, żeby wtrącała się Unia niż jacyś księża, ale nie ma to chyba większego znaczenia. Zresztą sama do tego Kościoła należę. Wiem, mogłabym się wypisać, ale to dosyć skomplikowane. Musiałabym pojechać do innego miasta, znaleźć jakieś kwity, potem dwóch świadków, a i tak w końcu mogłabym usłyszeć, że nic z tego. Właściwie jest to zupełnie kuriozalna sytuacja. Ktoś mnie zapisał do jakiejś instytucji, kiedy byłam niemowlakiem, a gdy stałam się pełnoletnia i mogłabym samodzielnie zdecydować, gdzie chcę należeć, nikt już mnie nie pytał. Wydaje się, że w takiej sytuacji wystarczyłoby przesłać gdzieś informację, że już nie jestem zainteresowana, aby automatycznie skreślono mnie z listy członków. Wszelkie dodatkowe procedury i utrudnienia to zwykłe szykany, dyskryminacja niekatolików, a właściwie katolików przymusowo wcielonych. Zastanawiam się, czy jest to dyskryminacja, w sprawie której można by oczekiwać jakichś bliżej nieokreślonych nacisków. Ale na razie pozostaje mi tylko liczyć na ekskomunikę. Szanuję ludzi, którzy zdecydowali się na apostazję, uważam jednak, że jest to procedura absurdalna i bezprawna. Poza lenistwem powstrzymuje mnie też poczucie godności. Może Kościół ma uprawnienia do wypowiadania się na temat ustaw, ale nie ma żadnego prawa orzekania o tym, czy jestem katoliczką. I o czym w końcu mieliby zaświadczać świadkowie? O tym na przykład, że jestem niewierząca? To kolejny absurd – oczekiwanie, że ateiści będą udowadniali swoją niewiarę. Może wiara wymaga jakichś dowodów, uzasadnień, ale niewiara? Nie wierzę w jednorożce. Czy to na mnie ma spoczywać ciężar dowodu, że nie istnieją? Wiara jest dla mnie zagadnieniem kulturowym, społecznym, psychologicznym i – w Polsce – przede wszystkim politycznym. Bardzo interesującym, ponieważ to, w co ludzie wierzą, ma całkiem realne konsekwencje – bez względu na to, czy przedmiot ich wiary istnieje. Natomiast ateizm jest nudny, niczego nie nakazuje, nie determinuje, nic z niego nie wynika.

Cóż takiego miałoby wynikać z tego, że nie wierzę w jednorożce, krasnoludki, zielone smoki czy osobowego boga? Ateizmem nie warto się zajmować. Warto natomiast zajmować się prawami ateistów w społeczeństwie. Na przykład tym, że zostali gdzieś przymusowo wcieleni, a o ich uwolnieniu może zadecydować jakiś proboszcz. Ciekawe jest również to, ilu jest w Polsce ateistów. Można szukać na to odpowiedzi w badaniach socjologicznych, ale po co, skoro jest prosty sprawdzian – podatek kościelny. Członkowie wspólnot religijnych utrzymywaliby je sami, a niewierzący mogliby swoje pieniądze przepić albo pójść do teatru. Nie można bowiem z faktu niewyznawania religii wnioskować o tym, czy ktoś woli pójść na wódkę, czy na spektakl Lupy.

Facebook Comments

Website Comments

  1. adam
    Odpowiedz

    Popieram twoją wypowiedź w całej rozciągłości,że określona prze kościół procedura apostazji jest szykaną i nie uszanowaniem godności człowieka. Żądają jakby dodatkowej spowiedzi do której nie chodzę od 25lat :). To KK jako instytucja powinien dbać aby mieć prawdziwe dane na temat ilości swoich owieczek a nie utrudniać ludziom realizowanie swojej wolnej woli i jakimiś administracyjnymi szykanami utrudniać im to. Róbmy coś w tym kierunku żeby kościół zrezygnował ze świadków żeby te działania były proste to przekonają się jak faktycznie maleje liczba wiernych i że niedługo pójdą z torbami. Właściwie to nie wiem i nie rozumiem po co te utrudnienia i kogo ONI chcą oszukać.

  2. admin
    Odpowiedz

    Panie Adamie, to „róbmy” realizuję od czterech miesięcy a od dwóch na tym portalu. Zapraszam do działu „wystąp z Kościoła”. A im chodzi głównie o to żeby nie podlegać ustawie. Bo wtedy jeszcze ludność tubylcza w Polsce pomyśli sobie, że można np. ustawę antyaborcyjną zmienić. Albo coś jeszcze gorszego – ustawą nakazać im płacić podatki.

Post a comment