Bronią naszych danych osobowych a własne przeciekły im przez palce! Mimo iż szeregowi pracownicy Biura GIODO są anonimowi i nawet skarżący znają tylko ich inicjały w sygnaturach swoich spraw, ich nazwiska znalazły się… na ich własnej stronie internetowej! Na ślad kompromitacji trafiłem analizując zanonimizowane decyzje GIODO. Są ich setki do przeszukiwania według zagadnień lub rodzaju instytucji, wszystkie w starym i zamkniętym formacie Microsoftu do edycji tekstu zamiast w przeznaczonym do czytania dokumentów otwartym standardzie międzynarodowym PDF/A-3. Ta polityka jest podwójnie fatalna. Nie tylko fatalny jest format edycji, ale także sam fakt edytowania.
Format jest fatalny, bo dzisiaj w Europie narzucanie petentom używania płatnych programów Microsoftu to pijarowe sepuku. Trend jest dokładnie odwrotny – format ODF nigdy nie był tak silny. Nawet nie tu jest jednak problem. To w ogóle nie powinny być dokumenty „edytowalne” (nad którymi się pracuje) tylko do czytania. Z używania złego narzędzia wynikają dwa zasadnicze problemy. Po pierwsze umożliwienie każdemu internaucie edytowania setek decyzji jest w najlepszym wypadku zaproszeniem do żartów a w najgorszym – do przestępstw.
Potrafię sobie jednak wyobrazić znacznie bardziej niecne zastosowania. Łatwość z jaką można to wykorzystać do dezinformacji jest porażająca. GIODO jedną ręką donosi do Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów a drugą prosi się o kłopoty.
Po drugie – i to już jest dramat – pliki *.doc zachowują dodatkowe informacje potrzebne do pracy nad tekstem. W ten sposób wyszło na jaw, że Biuro GIODO drukuje na Hewlett Packard LaserJet 6P (produkowany w latach 1996-99) przez port LPT1. Pal licho drukarkę – w każdym pliku widać nazwiska osób zajmujących się daną sprawą. Równie dobrze mogliby je pisać w sygnaturze sprawy. W przypadku kościołów byli to (w takiej formie jak zapisano):
1. A. Moranowicz 6. M. Makowska
2. E. Góralska 7. Beata Konieczna
3. J. Wiśniewska 8. Renata Roguska
4. K. Nawara 9. Łukasz Zięba
5. M. Bargiel 10. Piotr Twardy
Znalezienie pierwszej dziesiątki wymagało cierpliwości, ale nie wiedzy – wystarczy otworzyć pliki w edytorze WordPad i grzebać do skutku. Pracownicy sami się wpisali do Worda po czym sami je udostępnili. Wieloletnie przyzwyczajenie do złego z reguły kończy się źle i tu nie było wyjątku. Każdy inny urząd mógłby się bronić głupotą. Nasi obrońcy z Biura GIODO są jednak w tej szczególnej sytuacji, że nikt w ich głupotę nie uwierzy, bo za 15 milionów złotych rocznie – w tym 614 tys. zł na trzynastki – edukują nas jak chronić dane osobowe i łają za bezmyślność. Jeśli nic się nie zmieni to nazwiska z przyszłych decyzji będę publikował. Władza jest bliżej ludzi oraz zwierząt i podejmuje działania lecz najlepszą motywacją jest kompromitacja z dyskretną nutą strachu.
Facebook Comments