dokonał aktu apostazji

Kościół sam się pogubił co ma być wpisane

Po tym jak w 2008 roku Rada Prawna KEP wymyśliła formułkę „Dnia xx.xx.20xx formalnym aktem wystąpił z Kościoła katolickiego” stało się to de facto standardem. Wystap.pl przejęło ją celowo, głównie po to żeby uniknąć wykrętu, że taka adnotacja jest niemożliwa. Dzięki temu nigdy się nie pojawił (inaczej niż np. na Słowacji gdzie „na przeszkodzie” stanął kanon 849 KPK) i stało się jasne, że Episkopat Polski znając sytuację we Włoszech „ukradł” kompetencje państwa polskiego bez jednego słowa sprzeciwu. Zostało je „tylko” odzyskać. W grudniu 2011 przypomnieliśmy w TVN24 własną doktrynę Kościoła semel catholicus semper catholicus co zburzyło jego dotychczasową jedność. Zaczęły się pojawiać różne próby, by zjeść ciastko i je nadal mieć czyli pogodzenia nieuznawania formalnego wystąpienia z regulowaniem go. Światło dzienne ujrzały więc: „dokonał aktu apostazji„, „złożył wolę wystąpienia z Kościoła” czy „dokonał apostazji formalnym aktem wystąpienia z Kościoła” (sic!). Ostatecznie sekretarz Rady Prawnej KEP ks. dr Andrzej Maćkowski lakonicznie przyznał, że eksperyment z zawłaszczeniem obcej sobie terminologii nie udał się i KEP wraca do „swojego” pojęcia apostazji. Póki co nieoficjalnie, bo Watykan nie kwapi się z zatwierdzeniem projektu „Dekretu ogólnego Konferencji Episkopatu Polski w sprawie wystąpień z Kościoła oraz powrotu do wspólnoty Kościoła” z 13 marca 2012 roku, którego coraz bardziej nie ma. Przy okazji rozwiązało to odwieczny dylemat „nos do tabakiery czy tabakiera do nosa” czyli czy treść adnotacji o którą się występuje powinna być dana przez Kościół czy to proboszczowie powinni odnotować – oczywiście grzeczną, ale jednak „autonomiczną” – formułkę występujących. Wobec rozdrobnienia, zamieszania terminologicznego a nawet doktrynalnego i wyraźnej wstrzemięźliwości Watykanu opcja „nos do tabakiery” cicho lecz definitywnie zniknęła.

złożył wolę wystąpienia

a może tak?

Niestety w tym momencie oportunizm, klerykalizm i serwilizm w aparacie państwa, które doprowadziły do oddania suwerenności Polski w czarną dziurę „wewnętrznych spraw Kościoła” przystąpiły do obrony status quo przed bananową młodzieżą i mącicielom porządku czyli ludźmi z Wystap.pl. Doprowadziło to do zgoła komicznej batalii z GIODO i WSA o to kto decyduje o wystąpieniu z Kościoła, którą nasza strona musiała wygrać i wygrała w Naczelnym Sądzie Administracyjnym. „Apostazja umarła! Apostazja nie żyje! Wystap.pl ją zabiło! (…) Nie jestże wielkość tego czynu za wielka dla nas? Czyż nie musimy sami stać się arcybiskupami, by dać ludziom naszą instrukcję?” – dusząc śmiech parafrazowałem filozofa w styczniu 2012 roku, po „samozaoraniu” abp Henryka Hosera powołaniem się na doktrynę semel catholicus semper catholicus. Minister Wiewiórowski najpierw umorzył kluczową skargę ponieważ „ustalono, iż Skarżący nie dokonał skutecznego aktu apostazji, a zatem przez Kościół Katolicki nie został uznany za osobę do niego nienależącą„, potem się z tego ze wstydem wycofał w bezprawnej „trzeciej instancji”, potem do tego wrócił jak ćma do świecy pisząc, że inny skarżący nie zastosował się do dekretu biskupa diecezjalnego o apostazji, potem znowu się z tego wycofał a teraz łka przed dziennikarzem, że „przepisy są nieprecyzyjne.

Doszło do tego, że Biuro GIODO samo proponowało występowanie do sądów powszechnych o ustalenie czy ktoś jest „osobą należącą do Kościoła Katolickiego„. Dopiero kiedy efektem bumerangu samo miało to „ustalić” – nagle okazało się, że wcale nie musi tego robić a tym bardziej nie potrzebuje wyroku sądu (i to najlepiej Najwyższego, bo na niższe instancje mogliby jeszcze kręcić nosem). Ecce homo – dopiero postawiony przed przeszkodami,  które  sam piętrzył przed skarżącymi, GIODO doszedł do wniosku, że tak naprawdę ich nie ma. Widać to po skardze kasacyjnej do NSA w której po raz pierwszy zostawił w spokoju doktrynę Kościoła. Cały ten wyhodowany w imię kościelno-państwowego sojuszu jedyny na świecie humbug „ekskomuniki na życzenie” obrócił się przeciwko swoim twórcom niczym Golem. A ściślej: został obrócony. 🙂 Po zmarnowaniu czterech i pół roku sprawa wróciła do punktu w którym powinna się zacząć a rachunek za szukanie „kognicji” metodą walki z nią w 2015 roku wystawi Naczelny Sąd Administracyjny.

przysłał pismo

a może faktograficznie?

Jest jeszcze jeden zasadniczy powód dla którego oszukańcza formułka Rady Prawnej KEP wyrządziła same szkody: bardzo trudno uzasadnić ją na gruncie ustawy o ochronie danych osobowych. Sam fakt może być jedynie cezurą, która coś wyznacza i tak – destylując z batalii o odzyskanie praw jej samo sedno – przedstawił to GIODO w wywiadzie dla KAI:

Efekt wystąpienia z Kościoła katolickiego lub jakiegokolwiek innego Kościoła czy związku wyznaniowego ma wpływ na możliwości przetwarzania danych osobowych. Jeśli wystąpienie z Kościoła danej osoby jest faktem, to Kościół ten utracił możliwość dalszego przetwarzania jej danych. Jest zobowiązany do tego, by w odpowiednich bazach danych, którymi zarządza, umieścić informację, że taka osoba nie jest już członkiem wspólnoty.

wystąpił z Kościoła aktem formalnym

przełomowe stanowisko jednej z kurii

A więc nie dlatego, że ktoś się czegoś domaga i ma do tego prawo tylko ze względów czysto porządkowych – Ordnung muss sein a „fakt wystąpienia” nadal ustalają kurie. Tym sposobem GIODO sam sobie odebrał wszystkie narzędzia do wzięcia w obronę skarżących i zanucił o nich pianissimo dopiero w ostatnich tygodniach. W ślad za nim w tym kierunku poszedł abp Wiktor Skworc, który w swojej instrukcji z 17 września 2012 roku zaakceptował zdanie „Dnia …….. w Parafii…….. w …… złożył/a żądanie zaprzestania dalszego przetwarzania jego/jej danych osobowych” (tu już otwarcie zamieniając skutek z przyczyną). To trochę tak jakby powiedzieć, że celem rozwodu jest podział majątku. Pierwszym, który zauważył, że między jednym a drugim jest przepaść i przewidział, że to kiedyś wybuchnie był śp. Bolesław Michalski. Słusznie jednak powiedział, że nie możemy walczyć z GIODO o jego własną „kognicję” i jednocześnie o jego własne argumenty. Jedno szaleństwo w zupełności wystarcza. „Sam zauważy różnicę, kiedy znajdzie swoją kognicję” – prorokował i ziściło się. We Włoszech – których rozsądne rozwiązanie uparcie proponujemy jako „wystąpienie po włosku” – prawo do tzw. informacyjnego samookreślenia postawiono na pierwszym planie. Nie oznacza to nic poza  tym, że ktoś został wysłuchany i uszanowany, na co paradoksalnie zwrócił uwagę anglikański biskup Nicholas Baines. W szczególności nie terroryzuje nikogo „faktem”, których ustalania przez prześwietne kurie nadal domaga się kościelny beton. W formularzu używa się określenia „postanowienie aby nie być już uważanym/ą za wiernego Kościoła rzymskokatolickiego„. W ten sposób włoski odpowiednik GIODO mógł „odpowiednie dać rzeczy słowo” jednocześnie omijając szerokim łukiem doktrynę Kościoła, o czym mówił Raffael Carcano z UAAR w wywiadzie. W Polsce władza musiała wyjść na dogadzaniu biskupom jak Zabłocki na mydle żeby zacząć robić coś dobrze dopiero kiedy żadną siłą nie da się już źle.

Dotychczasowa „KEP-owska” formułka została po zażartej walce zbiorowym wysiłkiem odzyskana. Arcybiskupi zostali złapani za rękę na kradzieży polskiej suwerenności i jestem pewien, że tej lekcji długo nie zapomną. Dzięki temu i rewolucyjnemu odkryciu Biura GIODO, że Konkordat zabrania im brania biskupów na spytki czy przyjęli jakiś dekret za to zapewnia Kościołowi swobodne i wolne od czyjejkolwiek ingerencji kształtowanie eklezjologii, nad którą ks. prof. Remigiusz Sobański pracował już w latach 80-tych i którą nadal kształtuje za murami Watykanu, dopiero teraz możemy z tarczą opuścić to pobojowisko i odejść od perfidnie narzuconej kliszy i fałszywej alternatywy, które w ogóle nie powinny były się pojawić.

Powodzenia w Brukseli Panie Ministrze!

Facebook Comments

Comments are closed.