W lutym Janusz Palikot postanowił zdobyć elektorat antyklerykalny dzięki spektakularnej „Akcji Apostazja”. Miała polegać na publicznej „apostazji kanonicznej” Roberta Leszczyńskiego i Kamila Sipowicza. Sipowicz „wyciął numer„, bo „na tej ostatniej konferencji prasowej miał powiedzieć, że on też dokona apostazji (takie przynajmniej były ustalenia). A on z partyzanta przed kamerami wyskoczył, że on jednak nie. Palikot był cokolwiek skonfudowany” (wszystkie cytaty za Robertem Prochowiczem z apostazja.info). Na placu boju został więc „celebryta nagrzany, aby publicznie dokonać apostazji” – Robert Leszczyński. Był tak nagrzany, że 17 lutego poszedł na plebanię Parafii rzymskokatolickiej pw. NMP Matki Kościoła przy ul. Domaniewskiej 20 w Warszawie żeby się dowiedzieć jaka jest procedura (tak jakby nie wiedział). Jak relacjonował jego imiennik: „Krótkie spotkanie z wikariuszem parafialnym uświadomiło Robertowi jak skomplikowana jest procedura wyjścia z kościoła. Pierwszą trudnością będzie osobisty odbiór aktu chrztu z parafii chrztu dziennikarza w Mazurskim Olecku. Kolejną, spotkanie z księdzem Proboszczem, złożenie przed nim oświadczenia woli o wystąpieniu z Kościoła Katolickiego oraz powołanie na ten fakt dwóch świadków. Według duchownego cały proces może potrwać około dwóch miesięcy„. Tu Prochowicz sam się pogubił czy apostazja Leszczyńskiego miała być prosta czy trudna (żeby obalić apostazję apostazją), bo sam Leszczyński powiedział (mu?), że „nie chce pokazać, że apostazja jest trudna, chce pokazać, że jest łatwa i każdy może jej dokonać„. Cztery dni później (21-go lutego) obaj panowie poszli dowiedzieć się tego samego od proboszcza (sic!). Na tym „Akcja Apostazja” się skończyła, bo „byli trochę zawiedzeni, że tym razem nie stawiły się żadne media„. Apostazja Roberta Leszczyńskiego skończyła się więc zanim się zaczęła – nawet nie rozpoczął procedury „KEP-owskiej”. W liście otwartym przedstawił za to swoją (niezłą, choć przydługą i niepotrzebnie tak osobistą) motywację. Miarą sukcesu akcji jest to, że jest kandydatem Ruchu Palikota do Sejmu z drugiej pozycji w okręgu olsztyńskim. Tylko po co była cała ta hucpa z apostazją i chodzeniem na plebanię, skoro nadal jest „kandydatem na apostatę” i mu z tym dobrze? Janusz Palikot złapał się we własne sidła, bo jeśli Leszczyński wystąpił z Kościoła – jak wspomniał 20 września w TOK FM – to znaczy, że wszystko co powiedział o apostazji było nieprawdą.
PS: Pod mylącym tytułem artykułem ubogaciła się „Fronda”.
Ale show było i punkciki rosły. Tyle, że może po tym jak się Robert Leszczyński dowiedział ode mnie czym jest apostazja, a właściwie czym nie jest, a nie jest wystąpieniem z Kościoła, to zrezygnował z całej tej szopki, funta kłaków nie wartej. 🙂
NOKAUT