Kościół Katolicki twierdzi, że nie można z niego wystąpić. Jest to oficjalne stanowisko z 1981 roku. Jego konsekwencją jest kanon 11 Kodeksu Prawa Kanonicznego, który mówi o tym, że prawu kanonicznemu podlega każdy ochrzczony i zdrowy na umyśle po ukończeniu siódmego roku życia. Watykan chciałby więc, aby nie było żadnej granicy dla jego władzy nad członkami – wliczając w to apostatów. To roszczenie skrajnie niebezpieczne i wykraczające poza wolność religijną. Gdyby się na to zgodzić wolność religijna zamieniłaby się w swoje zaprzeczenie – dyktaturę wyznania nad wiernym. Z drugiej strony standardem cywilizacyjnym jest zakaz ingerencji rządu i sądów w dysputy teologiczne. Może się wydawać, że nic nie stoi na drodze kościołów do wprowadzenia ich planu w życie. Istnieje jednak wyjście z tej pułapki. Jest to „teoria zgody”. Zakłada ona, że każdy wierny dobrowolnie należy do swojego kościoła więc nie może odmawiać jego duchownym prawa do wymagania posłuszeństwa i kierowania się zasadami tej religii. Ta część „teorii zgody” jest w Polsce ściśle i w pełni przestrzegana. „Przynależność do [Kościoła Katolickiego] opiera się na zasadzie dobrowolności, zaś wolność religii i wyznania zagwarantowana jest w Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej” – napisała urzędniczka Biura GIODO, pani Sylwia Mizerek, 20 stycznia 2006. Istnieje jednak druga strona medalu – prawo wiernego, aby jurysdykcji kościelnej nie podlegać. Wierny musi mieć możliwość wycofania swojej zgody na podleganie normom moralnym jeśli przestaje w nie wierzyć. Są to dwie strony tej samej wolności. Cezurą między nimi jest wycofanie tej zgody czyli wystąpienie z kościoła – co jest potwierdzonym prawem każdego człowieka. Co kluczowe, nie ma tu żadnej ingerencji w doktrynę religijną. Jeśli ona sama twierdzi, że to niemożliwe – jak kanon 11 w przypadku Kościoła Katolickiego – to jest to raczej wzmocnienie „teorii zgody” niż jej osłabienie. Nie znaczy to oczywiście, że po wystąpieniu wszelkie niesympatyczne gesty ze strony kościoła mogą być ukarane. Wręcz przeciwnie – katalog tego, co kościołom „wolno” jest bardzo szeroki a jego granice uparcie na całym świecie testują Świadkowie Jehowy. Mają oni obskurancki i złośliwy zwyczaj całkowitego ignorowania byłych członków. Nie jest od tego wyłączona nawet najbliższa rodzina. Świadkowie Jehowy mają religijny obowiązek ignorować swoich najbliższych pod groźbą, że w przeciwnym razie ich spotka to samo. Grupa starszych panów, która zarządza całą sektą wymyśliła to sobie w 1981 roku po milion pierwszym „badaniu Biblii”. Ta praktyka (ang. „shunning”) jest na granicy tolerowania, ale jest jeszcze tolerowana nie dlatego, że jest dobra (w rzeczywistości jest to odpowiednik krucyfiksu w słoiku z uryną jako „dzieła sztuki”) tylko dlatego, że jej zakazanie rodziłoby więcej problemów niż rozwiązało. Jest to najbardziej bezduszny i bezlitosny przykład „pasywnego” zniechęcania przed wystąpieniem. Wystąpienie zabezpiecza przed „aktywnymi” formami presji, które stanowią jakieś zagrożenie. Może to być zmuszanie do posłuszeństwa poprzez naruszenie prywatności, zniewagi czy szantaż emocjonalny. Tak właśnie było w przełomowym przypadku Marian Guinn – i dlatego wygrała.
W Polsce nie będzie więc wolności religijnej dopóki nie będzie jej po równo dla kościoła i wiernego.
opracowano na podstawie: Paul Hayden, Religiously Motivated „Outrageous” Conduct: Intentional Infliction of Emotional Distress as a Weapon Against „Other People’s Faiths”
[download id=”85″]
Facebook Comments