Od czterech lat trwa coraz mniej smaczny i zabawny festiwal ustalania tego co dla prawników jest oczywiste i co nie budzi wątpliwości (ani oporu kościołów) nigdzie poza Polską –  że podlegają Ustawie o ochronie danych osobowych tak jak wszyscy inni. Generalny Inspektor Ochrony Danych Osobowych Wojciech Wiewiórowski, którego cała sprawa dotyczy, użył swego czasu pięknych słów „wyinterpretowanie w toku instancji„. Co potoczną polszczyzną oznacza, że nie będzie korzystać ze swoich uprawnień póki nie zostanie do tego zmuszony przez połączone siły obywateli i sądów administracyjnych. No to dalej „wyinterpretowujemy”, bo na razie „wyinterpretowaliśmy” je na zasadzie wyjątku od zasady, że ich nie ma a nie jako zasadę, że je ma. W najlepszym interesie Konferencji Episkopatu Polski jest (i było od wielu lat!) doprowadzenie do precedensowych wyroków Naczelnego Sądu Administracyjnego w konkretnych przypadkach (zwłaszcza co do usuwania danych osobowych z ksiąg parafialnych). Takie wyroki zamknęłyby temat na wiele lat, sprowadzając następne sprawy do dość banalnych powtórek i pozbawiając je politycznego znaczenia. Co więcej – Kościół może wynająć do precedensowych rozpraw choćby trzech prawników. Nikt mu tego prawa nie odbiera! W zasadzie jedyne co musi zrobić to zaakceptować prawomocne wyroki, które w ten sposób zapadną.

Niestety, właśnie to wydaje się być największym problemem! Kościół tak się przyzwyczaił do tego, że ma wszystkie przywileje i żadnych obowiązków, że z widocznym trudem przychodzi mu oswojenie się z końcem 16-letniej fikcji „papierowego” podlegania tej ustawie. A jeszcze bardziej – z tym, że jeśli się o coś walczy w sądzie to chce się wygrać, ale trzeba zaakceptować prawomocny wyrok – także jeśli się przegra. I nie oznacza to żadnej „walki z Kościołem” tylko to, że rację miała druga strona. Episkopat Polski w III RP po prostu się rozbisurmanił a cenę tego GIODO przerzucił na skarżących, których praw 4 sierpnia 2010 roku przysięgał bronić. W praktyce walka z GIODO o jego własne uprawnienia zamieniła się w wysyłanie sobie z góry znanych „gotowców” z nadzieją, że już po trzech latach Naczelny Sąd Administracyjny jakoś się do tego odniesie. Po drodze powstały pojęcia „umorzenie za 5 złotych” (bo „przypadały” dwa a opłata porządkowa za wniesienie skargi wynosi 10 złotych) i „Biuro Przepustek do NSA” (to o sądzie pierwszej instancji). My mamy swoje gotowce, GIODO ma swoje i Kościół też ma swoje. Biskupi w większości odpowiadali gotowcem na pytanie GIODO (też z gotowca) czy przyjęli „instrukcję KEPu o apostazji”. Biuro GIODO gotowcem pytało proboszczów czy skarżący wystąpili z Kościoła na co dostawali odpowiedzi, że nie więc sprawę umarzano, bo „ustalono”, że skarżący są… katolikami (patrz: GIODO ujawnia „gotowca” umorzenia, 30 styczeń 2013). Gotowcem GIODO pytał, gotowcem umarzał, gotowcem odpowiadał sądowi – nawet w sądzie gotowcem mówił jego pełnomocnik, niczym na setnym wystawieniu „Upiora w operze”. A jednocześnie nie można się było doprosić o przerwanie tego teatru absurdu i przedstawienie jakichś sensownych wyjaśnień, bo – uwaga! – „sprawy rozpatruje się indywidualnie, indywidualnie rozpatrując zgromadzony materiał dowodowy„. I to mimo, że w 2009 roku cały szereg tego typu wyjaśnień znalazł się w dodatku do instrukcji Serzycki-Budzik, co po raz kolejny pokazało brak niezależności tego urzędu. A efekt tego wszystkiego jest taki, że to kto ma prawo do „merytorycznej decyzji GIODO” jest jeszcze mniej jasne niż było przed naszą kampanią, bo wtedy było jasne, że nikt a teraz to sam diabeł nie wie. Każdy „gotowiec” (czyli formularz przygotowany przez decydenta do stosowania w jakiejś powtarzającej się sytuacji) jest jednak tylko tak dobry jak człowiek, który go uzupełnia i podpisuje. Jego błąd odsłania kulisy i pokazuje, że żadnej realnej dyskusji nie ma, sprawa jest dwieście piętnasta a wszyscy mówią sobie „do zobaczenia za trzy lata w Naczelnym Sądzie Administracyjnym„, parafrazując żydowskie pożegnanie. Poniżej przykłady, kiedy coś poszło nie tak. I nie są to literówki – bo to najmniejszy problem – tylko dowody patologicznej sytuacji. Jeśli dodamy do tego znany problem przeciążenia pracowników Biura GIODO pracą to cała ta strategia była po prostu zbiorowym samobójstwem urzędu. Może po czterech latach wymiany gotowców nadszedł czas na rozmowę?

nieprzerobiony gotowiec Kościoła czyli zagapienie proboszcza

bitwa na gotowce

wiceminister podpisuje bez czytania

wiceGIODO podpisuje bez czytania

niech Ksiądz coś powie tamtemu księdzu!

niech ksiądz coś powie tamtemu księdzu

czy ktoś Księdzu ruszał Księgę Chrztów?

znowu mix spraw