Zdobyliśmy arcyciekawe pismo zatytułowane „instrukcja kurii biskupiej z listopada 2011„. Pochodzi z Diecezji Warszawsko-Praskiej a podpisany jest ks. prałat Jerzy Gołębiewski. Oficjalnie – „Wikariusz Biskupi ds. Sakramentalnych, Instytutów Życia Konsekrowanego i Stowarzyszeń Życia Apostolskiego oraz Ruchów i Stowarzyszeń Katolickich„. To, że broni Świętej Instrukcji Apostatycznej jak niepodległości to nic nowego – to robią wszyscy duchowni. Bardziej interesujące wydaje się zdanie z punktu 2-go: „[n]ie można nikogo przymuszać ani namawiać do formalnego wystąpienia z Kościoła„. Sytuacja w której kuria musi przypominać proboszczom, żeby nie wymagali od wiernych „dokonania apostazji” – obojętne w jakiej sytuacji – pokazuje skalę pogubienia się Kościoła w matni własnej biurokracji. Pomysł, że ksiądz mógłby namawiać do apostazji musi być dla wierzących zgorszeniem..
Oznacza to, iż zdarzały się przypadki gdy osoba ochrzczona ale niewierząca, chciała zawrzeć ślub kościelny w wersji „dla niewierzących” i wtedy dany ksiądz proponował akt apostazji (żeby zgodnie z kkan zawierał ślub jako osoba niewierząca). Ciekawostka 🙂
Zgadza się, to było oficjalnym powodem usunięcia całego „wystąpienia formalnym aktem” przez Benedykta XVI:
http://wystap.pl/wp-content/uploads/2010/06/Omnium-in-mentem.pdf
Po pierwsze chciałbym przedstawić wyrazy uznania wobec autora serwisu, który w poprzednim wpisie zacytował fragment mej opinii w poprzednim wpisie.
Po drugie pragnę okazać zaniepokojenie faktem, że dodany pod poprzednim wpisem komentarz zniknął. Poruszył on bowiem istotny problem. Napisała go osoba niewierząca, nie potrafiąca zrozumieć dlaczego ja jako człowiek wierzący, jestem w stanie docenić pozytywy wynikające z działalności prowadzonej przez twórców i sympatyków tegoż portalu. Proponuje dokładne przyjrzenie się działalności Jezusa Chrystusa. On nigdy nikogo nie skreślał i dla Niego w życiu każdego człowieka była jakaś iskra dobra. I tą niesamowitą postawą, wszystkich źle czyniących łamał: jawnogrzesznicę, celnika Mateusza, czy dobrego łotra z krzyża obok.
W związku z powyższym oskarżenie, że autor portalu sam miałby dodać cytowany potem wpis jest bezpodstawne. W końcu ja, z jednej strony krytykując obecne złe rzeczy, które dzieją się w Kościele powszechnym, z drugiej doceniłem pozytywy wynikające z prawa kanonicznego oraz zapisów synodu plenarnego. Ponadto jestem w Kościele i nie chcę go opuszczać, bo jestem tu dla Chrystusa, nie dla Księdza Proboszcza, nie dla Księdza Biskupa, nie dla Ojca Świętego. I to tylko nauka Chrystusowa ma mi przyświecać, jak żyć, a nie postępowanie ludzi grzesznych, którzy mają jedynie przypominać o Chrystusowej nauce tym, którzy jej zapominają. Paradoksalnie, nierzadko to sami duchowni wyglądają tak, jakby w ogóle zapomnieli o głównych ewangelicznych postulatach.
Po trzecie, odnośnie wpisu Szanownego Pana Zbigniewa, chciałbym wyrazić osobisty sprzeciw wobec jakiejkolwiek przymusowej redystrybucji dóbr w państwie. Pod znamię bandytyzmu podchodzi zabieranie pieniędzy Kowalskiemu i dawanie ich Wiśniewskiemu. Ludzka solidarność ma bowiem polegać na dobroczynności dobrowolnej. Dlatego też jako katolik jestem przeciwko jakiemukolwiek finansowaniu z budżetu państwa jakiejkolwiek grupy wyznaniowej. Poza tym sprzeciwiam się istnieniu przymusowej, tzw. bezpłatnej edukacji w publicznych szkołach., tzw. bezpłatnej publicznej służby zdrowia, czy tzw. bezpłatnemu korzystaniu z dróg publicznych. Każdy człowiek koszty swego życia powinien ponosić w pełni i w sposób bezpośredni, od razu, gdy za coś korzysta. A usługodawca zawsze powinien być prosty do zidentyfikowania i jego kompetencje powinny być jak najszersze w granicach prawa, a nie tylko takie, jak nakazuje mu ustawa.
Jeśli ktoś zaś będzie w danym momencie biedny i będzie potrzeba mu pomóc, ludzie wierzący dobrowolnie, choć w poczuciu obowiązku wobec wyznawanej przez siebie wiary, nie zostawią takiej osoby samej.
Przymusowe wchodzenie organów państwa w sprawy miedzy ludźmi jest przejawem nieprawdopodobnego bandytyzmu i często skutkuje ogromną korupcją – bo ktoś na takiej redystrybucji może się nieźle dorobić.
Zgodnie z Chrystusowym powiedzeniem: „Co Cezara, Cezarowi”, uważam, że podatki należy będzie płacić, gdy podobizna króla/prezydenta/kanclerza Polski lub UE będzie na każdym banknocie i każdej monecie. W przeciwnym wypadku, tak naprawdę nie wiadomo, kto rządzi i komu te podatki się należą. Proszę jednak zauważyć, że ucisk fiskalny Żydów w czasach Chrystusa, jaki prowadziło cesarstwo rzymskie, był niczym w porównaniu z obecnym obłożeniem przymusowymi podatkami na rzecz państwa. Owce należy strzyc, a nie obdzierać ze skóry!
Co do zaś tego wpisu, pod którym dodaję swoją opinię: Gratuluję! Dzięki Wam wszystko prowadzi do lepszego. Żaden duchowny nie powinien zmuszać do odejścia z Kościoła, które tak naprawdę nie jest żadnym odejściem w sensie teologicznym, w imię jakiś papierków, zresztą opartych na jakiś błędnych interpretacjach, niejasno sprecyzowanego prawa. To wszystko zaczyna zakrawać na kpinę z wiary.
Normalna sprawa, jeśli ktoś jest niewierzący, choć za młodu ochrzczony i zamierza pobrać się z osobą wierzącą, szanując jej przekonania, to wykazanie się odpowiednią wiedzą w tym zakresie z podaniem stosownej argumentacji powinny wystarczyć w uzyskaniu zgody ordynariusza miejsca na taki sakrament. Jeśli ordynariusz odmawia, to sprawa niezwłocznie powinna trafić do Watykanu. I wtedy mało prawdopodobne, aby ordynariusz nie zmienił zdania. Jeśli nie, to On też może zostać zmieniony.
W nadziei na to, że w przyszłości nie będą już znikały posty z tegoż, jak i też innych portali (czyżby to sprawka już obowiązującego porozumienia ACTA?), ślę głębokie i gorące pozdrowienia w tę iście syberyjską pogodę Wszystkim Szanownym Czytelnikom.
„Sytuacja w której kuria musi przypominać proboszczom, żeby nie wymagali od wiernych dokonania apostazji ? obojętne w jakiej sytuacji ? pokazuje skalę pogubienia się Kościoła w matni własnej biurokracji.”
Jeżeli „nie wymaganie” jest celowe i dobrze przemyślanie, to ja bym raczej określił to jako niezwykle sprytne i przebiegłe wykorzystanie matni własnej biurokracji, hehehe.
@ rybsko
??? A możesz konkretnie powiedzieć co masz na myśli?
@ Krzysztof
?dodany pod poprzednim wpisem komentarz zniknął?
Zniknął, bo nie będę tolerował oszczerczych insynuacji.
Ale weźmy sobie pod uwagę następującą sytuację:
Jeżeli Osoba niewierząca i nieochrzczona weźmie ślub sakramentalny za zgodą biskupa w kraju X, a potem wyjedzie stamtąd do kraju Y i tam spróbuje odwalić podobny numer z innym katolikiem wierzącym to matnia biurokracji kościelnej jest chyba bezradna.
No, chyba, że dane wszystkich osób niewierzących i nieochrzczonych, biorących wspólnie sakramenty z wierzącymi są przechowywane w jakieś watykańskiej bazie i dlatego konieczna jest uprzednia zgoda ordynariusza miejsca.
Chodzi o to, że jeśliby KK nie prowadził jednej ogólnoświatowej bazy z osobami nieochrzczonymi, niewierzącymi, które zawierają sakrament małżeństwa, to teoretycznie mogłoby dochodzić do bigamii.
Bo, gdy ktoś jest ochrzczony, to do parafii chrztu trafiają dokumenty o wszystkich późniejszych sakramentach + informacja o śmierci.
A kiedy w jakimś kraju chrześcijaństwo jest zakazane i nie ma tam ślubów ze skutkami cywilno – prawnymi, to bez takiej adnotacji byłaby możliwość nie wyłapania, że ktoś po raz drugi /kolejny próbuje zawrzeć taki sakrament.
Swoją drogą, ciekawe, czy jest możliwość zawarcia sakramentu przez dwie osoby nieochrzczone, ale wierzące.
„Swoją drogą, ciekawe, czy jest możliwość zawarcia sakramentu przez dwie osoby nieochrzczone, ale wierzące.”
Tak, to się nazywa chrzest dorosłych.
Sorry, ale reszta jest bez sensu.
Jeśli to robota administratora to kamień z serca, bo już myślałem, że jakieś siły wyższe się wzięły za cenzurowanie internetowych forów. Na szczęście jednak, jeszcze tak sprawnie to nie działa…
Bo to administrator strony nią koordynuje i do niego należeć powinno, jakie treści mają być, a jakie trzeba wykasować. A nie, jacyś urzędnicy, często nie mający pojęcia o dziedzinie, nad którą mają niby czuwać.
Precyzując: chodziło mi tutaj o sakrament małżeństwa, bez uprzedniego chrztu.
Jak bez sensu?
Poznaję kobietę. Ona nie wierzy, nie jest ochrzczona, jest spoza Polski, powiedzmy z Azji. Jednak zgadza się ze mną wziąć kościelny ślub. Idziemy do kurii, dostajemy zgodę, ślub się odbywa.
Mija jakiś czas, ona znika bez śladu. Wyjeżdża sobie gdzieś na drugą półkulę i tam poznaje jakiegoś drugiego gościa, z którym znów bierze taki sam, kościelny ślub.
Z punktu widzenia prawa kanonicznego, jest to ślub nieważny, bo nie można brać drugiego sakramentu małżeństwa, gdy poprzedni małżonek jeszcze żyje.
Ale jeśli tam istnieje też jakiś konkordat, to możliwe, że skutki cywilne tego drugiego ślubu jednak będą wiążące, niezależnie od nieważności sakramentu.
Czyli mówisz: a co by było gdyby kobieta z Bangladeszu wzięła ślub konkordatowy w Polsce a potem przez Honduras wyjechała do Gabonu i tam poprosiła o ślub brata kapucyna od apostatów specjalnej troski? No, to jest rzeczywiście poważny problem prawny…
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114881,11046223,USA__Szkola_musi_usunac_tablice_z_modlitwa_przez_16_latke_.html
Problem przedstawiony w artykule zalinkowanym przez Przemka pokazuje jak wielkim złem są szkoły publiczne, czyli teoretycznie neutralne światopoglądowo.
Bo w szkole prywatnej, z jednej strony, to rodzice akceptują poglądy właściciela, z drugiej zaś, właściciel dostosowuje się do określonych odbiorców.
Szkoła ma być przede wszystkim miejscem, gdzie człowiek ma zdobywać wiedzę (choć nierzadko rodzice potrafiliby efektywniej tę wiedzę przekazać i obejść się bez szkoły – czego znakomitym przykładem jest fakt kultywowania w domach polskiej tradycji narodowej w dobie zaborów, gdy szkoły były zrusyfikowane i zgermanizowane). Wychowanie powinno być domeną rodziców i rodzinnego domu. Wartości, które wynosimy z domu, mają nieprawdopodobny wpływ na to, kim potem jesteśmy.
Jeśli zaczyna się zmieniać te proporcje, to wszystko przewraca się do góry nogami. Bo szkoła (nawet prywatna, a tym bardziej publiczna) nigdy nie będzie mogła zastępować rodziców w wychowaniu.
A jak powinien postąpić wierzący katolik w takiej, jak opisana, sytuacji? Na pewno nie złorzeczyć, obrażać i oskarżać tę niewierzącą, walczącą o swoje prawa, dziewczynę. Bo to postawa godna faryzeusza. Już lepszym rozwiązaniem byłoby wypisanie dziecka z tej szkoły i uczenie go w domu samemu lub posłanie do takiej prywatnej, która owemu rodzicowi odpowiada światopoglądowo, gdzie modlitwa nikomu nie przeszkadza… I tu trzeba rozróżnić: jedna rzecz to miłowanie wszystkich niewierzących, niezależnie od ich zachowania i nigdy nie czynienie wobec nich świadomego zła, co jest obowiązkiem każdego chrześcijanina.. Druga sprawa to fakt posiadania wpływu na to, w jakim miejscu dziecko (o którego przyjściu na świat to rodzice przecież decydują), się uczy. Bo, aby umieć szanować ateistę, wcale nie musi chodzić z nim do tej samej szkoły. Czasem, jeśli spotykanie kogoś ma dla nas wiązać się tylko z nerwami,i wyprowadzać równowagi, lepiej unikać takich spotkań, co samo w sobie, złem nie jest. Oczywiście, w przypadku, gdy niespodziewanie się trafi na takiego kogoś, i będzie ów potrzebował pomocy, nie wolno zostawić tego człowieka, choćby ciążyła nad nim fama ludobójcy. Bo to człowiek. A każdy człowiek ma swoją godność osoby ludzkiej.
.
Jako urbanista pragnę zauważyć, że przestrzenie publiczne z reguły są bardziej zaniedbane od prywatnych, bo tak naprawdę nie wiadomo, kto o nie powinien dbać i w jaki sposób należy je rozwijać (generalnie w Stanach jest o wiele lepiej, niż u nas, ale też nie jest to jakaś… Ameryka). Czy ma się decydować demokratycznie, czy słuchać tylko fachowców? Ostatnio nawet nasz Szanowny Premier przyznał, że gdyby o wszystko pytać obywateli w referendum to żadnej trudnej ustawy nie dałoby się wprowadzić. Oby w rządzie Pana Premiera przybywało fachowców z poszczególnych dziedzin. Co ciekawe też w przeszłości Pan Premier był współzałożycielem Kongresu Liberalno – DEMOKRATYCZNEGO, właśnie.
Ale wracając do meritum:.
Zatem takich przestrzeni publicznych powinno być jak najmniej, by jak najmniej było z nimi problemów ewentualnego naruszania konstytucji.
Nie oznacza to, że nie mają istnieć piękne prywatne przestrzenie otwarte – czego dobitnym przykładem jest łódzkie centrum handlowe Manufaktura, posiadające cudowny rynek, zrewitalizowane przez Francuzów o żydowskich korzeniach (fabrykę tę zbudował przed laty włókienniczy fabrykant, Izreal Poznański). Tam zasadniczo wejść może każdy (i wchodzą wszyscy – czy wierzący, czy nie – nikt nikogo o przekonania nie pyta).
Ale jeśli ktoś będzie miał ochotę coś zdewastować, o wiele szybciej i sprawniej przywrócony zostanie porządek. niż na położonym nieopodal publicznym rynku staromiejskim….
Kiedy na rzecz ludzi swe usługi zaczynają świadczyć placówki publiczne, utrzymywane z przymusowych podatków, wówczas zaczyna dochodzić do nieprawdopodobnych nadużyć. Świetnie to pokazał ostatni odcinek serialu „Na dobre i na złe”, gdzie lekarz z prywatnej kliniki zatrudnił się w państwowym szpitalu i jeśli jakiś zabieg mu się nie uda , to powikłania chce leczyć najdroższymi lekami za publiczne pieniądze. Gdyby nie było w ogóle publicznych szpitali, nie byłoby takich etycznych dewiacji.
Możliwe, że w takim systemie chyba trudno byłoby istnieć biednym ateistom. Bo, chory śmiertelnie, bez pieniędzy na drogie leczenie, które może coś pomóc, nie miałby nawet nadziei na życie wieczne po odejściu z tego świata….
Mam nadzieję, że nikogo nie urażam. Moim celem jest tylko polemika z prezentowanymi tu przez autora i innych komentatorów myślami..
Bardzo szanuję Twórcę tegoż portalu i choć w niektórych sprawach się z Nim nie zgadam, cieszę się niezmiernie z tego, że prowadzi tę stronę, bo wspólnie tutaj mamy okazję tolerować siebie, gospodarując tak własną wolnością, aby jak najmniej naruszała wolność innych. My pewnie razem bylibyśmy w stanie do jednej szkoły chodzić, co znaczy, że w naszych sercach gości jakaś empatia, a nie jakiś zuchwały/faryzejski jad (w moim może jeszcze trochę tego jadu jest, ale to głównie wobec niewierzących duchownych, którzy nie potrafią uczciwie opuścić stanu kapłańskiego ze względów finansowych, co jest naprawdę wyrafinowaną bezczelnością).
Dodam jeszcze, że Izreael Poznański brał czynny udział w budowie katolickiego kościoła, położonego nieopodal jego „królestwa”. Kilku innych łódzkich fabrykantów, ewangelików – pochodzenia niemieckiego, czyniło podobnie. Jakoś wszyscy w „Ziemi obiecanej” potrafili żyć w zgodzie: szanując swoje odmienności i kultywując tradyccje je w wolnym czasie (którego wówczas było o wiele mnie, aniżeli teraz) w swoich wyznaniowych wspólnotach.
Kościół, gdy był prześladowany w okresie zaborów był o wiele bardziej skromny i dążył do idei wczesnego chrześcijaństwa. Gdy potem znów zaczął mieć wpływ na władzę cywilną, część duchowieństwa, która chwyciła pewne przywileje, zaczęła mniej się przejmować naśladownictwem Chrystusa. Historia ta ciągle zatacza koło. Kościół bowiem był o wiele szlachetniejszy za czasów nieprawdopodobnych prześladowań Dioklecjana, niż w średniowieczu, gdzie myśląc faryzejsko, zaczęto organizować wojenne krucjaty. W PRL- u też kapłani musieli bardziej mieć się na baczności, bo ciągle byli śledzeni przez komunistów, którzy tylko czekali na ich grzechy. O ironio, to komuniści wtedy najbardziej przyczynili się do wyższego poziomu moralności wśród kleru.
A teraz – obecnie – to Wy – skupieniu wobec tego portalu, wpływacie na naprawianie kościelnego prawa, bo sami duchowni się w tym zagubili (polemika nad tym, czy celowo, czy nie , to już inna para kaloszy). Przeszłość zaś też odczuwa swe piętno: biskup, który coś mocno kombinował że 'kategorycznie nie współpracował’, szybko po świeżej nominacji 'zrzekł się’ urzędu. A ja bym powiedział, że oczywiście, że współpracowałem, na ile tylko się dało, bo kapłan ma za zadanie współpracować z ludem sobie powierzonym, niezależnie od jego przekonań – bo tak wyglądać winna misyjna działalność Kościoła… Oczywiście inna sprawa, czy współpraca taka ma komuś wyrządzać ewidentną krzywdę.
Kończąc już, Wszystkim Czytelnikom pragnę życzyć gorących grzejników na nadchodzące iście syberyjskie, zimowe dni 🙂
@admin
„A możesz konkretnie powiedzieć co masz na myśli?”
Chyba sam się pogubiłem. Zgadzam się z tym co napisałeś, a ja zacytowałem. Bardziej zastanawiałem się nad tym jakie intencje towarzyszyły usunięciu fragmentów o „akcie formalnym” w „Omnium in mentem”, czy przypadkiem celem nie było zmniejszenie przejrzystości przepisów.
@ rybsko
„Chyba sam się pogubiłem”
Tak mi się właśnie wydawało.
„zastanawiałem się nad tym jakie intencje towarzyszyły usunięciu fragmentów o ?akcie formalnym? w ?Omnium in mentem? ”
Zob. FAQ pkt 25.
„czy przypadkiem celem nie było zmniejszenie przejrzystości przepisów”
Nie – zwiększenie.