Kościół katolicki prewencyjnie spacyfikował GIODO jako organ, który mógłby mu zagrozić i to na długo zanim apostazja została w Polsce spopularyzowana w I połowie 2006 roku dzięki apostazja.info i bardzo medialnemu procesowi, który wytoczył Zbigniew Kaczmarek z Olecka. Pojawiły się wówczas formularze w których ustawa o ochronie danych osobowych zaczęła się przewijać, choć bez powołania się na odpowiedni przepis (art. 32 ust. 1 pkt 6). Nawet odosobnione i pojedyncze przypadki przed rokiem 2001 były jednak dla Kościoła dzwonkiem alarmowym. Postanowiono więc problem „rozwiązać” metodą tradycyjną czyli przeciągając na swoją stronę urząd zajmujący się skargami. Tak urzędujący GIODO Ewa Kulesza 15 maja 2001 trafiła na PAT gdzie uspokajała dostojne audytorium z biskupem Pieronkiem, że nic nie może a ks. dr Witold Adamczewski z Rady Prawnej Episkopatu Polski podsunął jej myśl, że o tym jak opuścić Kościół powinien decydować sam Kościół a nie ona. Dyskutowano takie problemy jak np. czy czytanie korespondencji w klasztorach – gdzie prawa człowieka i obywatela są zawieszone na kołku – sąd cywilny mógłby uznać za naruszenie prawa i jak się przed takim procesem zabezpieczyć. Biskup Pieronek wyraził zniecierpliwienie, że lekarze nie chcą przekazywać sądom biskupim dokumentacji medycznej, co – jak wiadomo – jest konieczne do realizacji wolności religijnej.
Gościem specjalnym był kościelny dygnitarz, ksiądz Juan Ignacio Arrieta – „konsultor rozmaitych dyskterii Kurii Rzymskiej, sędzia Sądu Miasta-Państwa Watykańskiego, konsultor Trybunału Sygnatury Apostolskiej” a obecny sekretarz Papieskiej Rady ds. Tekstów Prawnych, która wydała instrukcję „Actus formalis„. Przyleciał do Krakowa instruować polskich kolegów jak walczyć z ustawą o ochronie danych osobowych. Temu w całości poświęcony był jego referat „Konferencje biskupów a ustawodawstwo o prawie do prywatności i ochronie danych osobowych„. Ewa Kulesza po wysłuchaniu nie miała już wątpliwości, że w sprawach kościelnych niczego jej nie wolno. Ksiądz Arrieta nie bawił się w takie przyciężkawe zwroty jak „wszczepienie w Chrystusa” czy „trwała więź ontologiczna„. Takie ozdobniki w ogóle go nie interesowały. Niezwykle jasnym i precyzyjnym językiem – „obcym, chociaż tak drogim nam wszystkim” – którego ze świecą szukać w publicznych wypowiedziach biskupów, wykładał GIODO i polskim kolegom jak się sprawy mają i co zrobić żeby nie podlegać ustawie.
Monsignore był „rozczarowany” tym, że episkopaty krajowe tak słabo walczą z ustawami o ochronie danych osobowych. „Z kwerendy dokonanej w Kongregacji ds. Biskupów i dzięki pomocy kolegów z różnych krajów europejskich mogę stwierdzić, ogólnie rzecz biorąc, że prawie wszystkie konferencje krajowe uznały za wystarczające prawodawstwo cywilne, które w ostatnich latach zostało uzgodnione między różnymi krajami Unii Europejskiej. (…) Z tego co mogłem stwierdzić wynika, że biskupi belgijscy uważają za wystarczające zastosowanie na forum kanonicznym ustawodawstwa państwowego wydanego w tej dziedzinie [ustawa z 8 grudnia 1992 r. – MP]. To samo odnosi się do konferencji biskupów Anglii i Walii oraz episkopatu hiszpańskiego (…). W krajach tych biskupi ograniczyli się, jak do tej pory, do przestrzegania prawodawstwa państwowego, które, jak wspomnieliśmy, zostało uzgodnione na szczeblu europejskim. Z podobną sytuacją mamy do czynienia także we Francji. W „Guide Juridique et Administratif” [edycja z 1998, s. 199-201- MP] przygotowanej przez Sekretariat Generalny Konferencji Episkopatu [Francji] przypomina się po prostu o obowiązku zachowania ustawodawstwa cywilnego w tej materii” – narzekał. We Francji sam Kościół podporządkował się nawet żądaniom usunięcia danych. Co gorsza – mówił Monsignore – poza ciosem jakim była dyrektywa europejska 95/46/WE położenie Kościoła katolickiego pogarsza art. 8 Karty Praw Podstawowych Unii Europejskiej, który przyznaje każdemu prawo do ochrony jego danych osobowych. Solą w oku Watykanu – wyznał gość – jest art. 8 ust. 2 pkt d dyrektywy, który w polskiej ustawie znajduje się pod art. 27 ust. 2 pkt 4. Kłopot polegał na tym, że „dyrektywa czyniąc wyjątki w stosunku do wskazanych organizacji odnośnie do przetwarzania danych, nie znosi jednak obowiązku zagwarantowania wewnątrz poszczególnych organizacji praw, które przysługują osobie„.
Mimo tak trudnej sytuacji nie wszystko jednak stracone. Są dwa wyjścia z opresji. Pierwszy to ścisła współpraca konferencji krajowych i wymiana doświadczeń w ramach ComECE. To organizacja parasolowa episkopatów krajów unijnych, która ma wpływać na kształt dyrektyw i instruować jak im nie podlegać. Drugi sposób – który jest „wzorcowy” – to stworzenie równoległego wewnętrznego prawa kościelnego dotyczącego danych osobowych i takie skomplikowanie sprawy, aby można było mówić, że jest to kwestia religijna, regulowana przez prawo kanoniczne (kanon 220). Dzięki temu procesy o adnotacje w księgach chrztów powinny się ślimaczyć i trafiać do sądów kasacyjnych lub trybunałów konstytucyjnych. W perspektywie taki proces mógłby trwać nawet kilka lat. W krajach w których państwo uznaje prawo kanoniczne zawsze można zaś powołać się na konkordat i całość dodatkowo zagmatwać. Ksiądz Arrieta mówił o tym niemal „otwartym tekstem”! Był przecież wśród swoich.
Omówił także dotychczasowe efekty tej walki. Zaczęła się ona w Austrii. Biskupi po przyjęciu ustawy o ochronie danych osobowych odpowiedzieli 9 kwietnia 1981 roku własną instrukcją na ten temat. Doszło przy tym nawet do pewnego zgrzytu na linii Wiedeń-Watykan ponieważ uchwała Konferencji Episkopatu Austrii nie miała recognitio ze strony Watykanu. Nie czas było jednak żałować róż gdy płonęły lasy. Watykan to przebolał – chodziło przecież o walkę z prawem świeckim. Jest interesującą ciekawostką, że w 1981 roku nie było jeszcze kanonu 220, który wprowadzono w nowym Kodeksie Prawa Kanonicznego rzutem na taśmę dosłownie w ostatniej chwili. Poradzono sobie bez niego, co znaczy, że powoływanie się nań przez Episkopat Włoch jest tylko kanonicznym kruczkiem, aby sprawić wrażenie, że ochrona danych osobowych to sprawa prawa kanonicznego. Najciekawsze w instrukcji biskupów austriackich jest powołanie przy Sekretariacie trzyosobowej komisji będącej „puntem odniesienia i informacji dla każdej organizacji kościelnej, która pragnie w kraju podjąć jakikolwiek proces dotyczący ochrony danych osobowych„. Gdyby taka komisja działała przy biskupie Budziku, kościelnym sekretarzu generalnym, pewnie udałoby się uniknąć strzelania na oślep przez kanclerza kurii poznańskiej, ks. Ireneusza Dosza.
Następnie w 1994 biskupi niemieccy – na własną rękę, co Monsignore bardzo się nie spodobało – wydali instrukcje obowiązujące w poszczególnych diecezjach. W dość śmiesznej próbie podważenia kompetencji państwa biskupi niemieccy „przyznali” wiernym prawa, które ci… już mieli zapewnione w ustawie. Tanio skóry nie chcieli jednak sprzedać. Byli gotowi do procesów jeśli żądanie udostępnienia danych „miałoby zaszkodzić w wypełnianiu własnych zadań urzędu zbierającego dane lub jeśliby informacja szkodziła dobru kościelnemu„. Czyli zawsze gdyby Kościół danych osobowych nie chciał przekazać. Według instrukcji w każdej diecezji miała być powołana przez biskupa jedna osoba do zajmowania się sprawami danych osobowych.
Najwięcej uwagi ks. Arrieta poświęcił instrukcji Konferencji Episkopatu Włoch z 20-go października 1999 roku. Nie krył, że powstała po to, by zapobiec uznaniu przez państwo prawa do występowania z Kościoła na podstawie ustawy, o co walczyła wówczas Unia Ateistów, Agnostyków i Racjonalistów – a co się ostatecznie nie udało. „A wszystko po to by zapewnić odpowiednie współbrzmienie przepisów prawa kościelnego z przepisami cywilnymi” – jak uczciwie wyjaśnił. Nadzieją Kościoła był art. 7 konstytucji Włoch (prawie dokładna kopia art. 25 ust. 3 Konstytucji RP). Zostało to jednak odrzucone 26 maja 2000 r. przez sąd w Padwie – o czym Watykańczyk swoim słuchaczom nie powiedział, wprowadzając ich w błąd. Tym niemniej powołanie się na autonomię „może być użyteczne poza konkretną sytuacją włoską„. A więc, drodzy koledzy, w razie czego, powołujcie się na waszą konstytucję – przecież po to jest oparta na tezie 76 konstytucji duszpasterskiej „Gaudium et spes” żeby nam służyła. Instrukcja biskupów włoskich przyznała prawo do występowania z Kościoła. Jej głównym celem było uniknięcie argumentu, że Kościół tego nie umożliwia a tym samym utrudnienie wygrania batalii o nadrzędność ustawy. Kościół przegrał ponieważ Gwarant Ochrony Danych Osobowych prof. Stefano Rodota nie skorzystał z drogi, którą mu podsunięto i nie odsyłał obywateli do drogi kościelnej tylko konsekwentnie bronił ustawy. Ks. Arrieta zakończył zachęceniem Konferencji Episkopatu Polski do wydania podobnej instrukcji – mimo, że w tym przypadku wynika to jedynie „z logiki” Kodeksu Prawa Kanonicznego. Dość kuriozalnie zasugerował nawet, że państwo powinno tego oczekiwać (sic!). „Wydając przepisy prawne we własnym zakresie Kościół katolicki (to samo można by powiedzieć także o każdym wyznaniu) wnosiłby wkład w dziedzinę, która jest wspólna dla obu społeczności – świeckiej i kościelnej – dokonując konkretnego znaku współpracy z Państwem” (sic!). Tak więc państwo powinno się cieszyć, że Kościół odbiera mu kompetencje – to kościelny ideał zrealizowany do tej pory tylko w Polsce.
To referat szokujący. Historia surowo obeszła się z Mieczysławem Moczarem i jego samokrytyką z 1948 roku w której powiedział „dla nas, partyjniaków, Związek Radziecki jest naszą ojczyzną”. Tymczasem to o czym rozmawiano na PAT było dokładnie tym samym. Pokazuje to, że Watykan wie więcej o prawie do ochrony danych osobowych niż polskie sądy. Ksiądz Arrieta przyleciał na uczelnię „swojego bliskiego przyjaciela” biskupa Pieronka z wytycznymi i wskazówkami dla swoich polskich kolegów jak budować zasieki przeciwko ustawie o ochronie danych osobowych. Konferencja Episkopatu Polski nie skorzystała z jego rad. W instrukcji z 27 września 2008 roku pada ponad 30 kanonów, ale ani razu kanon 220 na którym biskupi włoscy zbudowali teorię o podleganiu danych osobowych „dziedzinie” prawa kanonicznego. Instrukcja ta wyniknęła bowiem z innej „logiki”. Tym samym Kościół stracił szansę na powołanie się na art. 1 Konkordatu. Najbardziej szokujące jednak, że Ewa Kulesza uczestniczyła w spisku mającym na celu odebranie praw obywatelom polskim – zwanym oficjalnie „sympozjum”. Sam dostojnik watykański powiedział, że Kościół katolicki w krajach Unii podlega ustawom o ochronie danych osobowych. W tym, w przypadku Francji, także w kontrowersyjnej kwestii usuwania danych. Ewa Kulesza wysłuchała tego a następnie dyskutowała w jaki sposób wyłączyć Kościół katolicki spod ustawy. Wszystko co robiło Biuro GIODO szło w tym kierunku. Myślę, że to sprawa dla Trybunału Stanu – skomentował Maciej Psyk, który monitoruje działalność GIODO na portalu www.wystap.pl.
Szok.