Nie wysechł jeszcze atrament na artykule „Kościół chce wygrać procesy zanim się zaczną” a krakowski prawnik Maciej Kawecki na łamach „Dziennika” pod wieloznacznym tytułem „W sprawach apostazji właściwe są parafie” otworzył nowy front. Zwrócił w nim uwagę na to, że GIODO kieruje nakazy do „Proboszcza Parafii”. Zgodnie z prawem osobowość prawną posiada parafia a proboszcz jest jej organem. Autor twierdzi więc, że decyzje powinny być kierowane „formalnie” do parafii nawet jeśli „realnie” chodzi o ich proboszczów. W praktyce chodzi o zamianę „Proboszcza Parafii” na „Parafię”. Podpiera to wyrokiem NSA o sygnaturze IV SA 1357/97, w skondensowanej formie zawartym w systemie Lex pod numerem 47899: „wskazanie imiennie prezesa spółdzielni jako adresata decyzji jest równoznaczne ze skierowaniem decyzji do osoby nie będącej stroną w sprawie„.
W języku polskim przyjęło się na to mówić – cokolwiek nobliwie – „błąd proceduralny” choć bardziej pasuje tu pejoratywne określenie „legal technicality„. Tę kartę wyciąga się jako ostatnią, kiedy wszystko inne zawiodło. W opartym na prawdziwych wydarzeniach filmie „Z podniesionym czołem” z 1973 roku skorumpowany sędzia wypuszcza groźnych bandytów, bo szeryf przy aresztowaniu nie powiedział im, że mają prawo zachować milczenie i zadzwonić do adwokata. Mniej więcej tak jest odbierane „wygranie” sprawy w ten sposób. Historia bardzo podobna do tego objawionego w poważnej gazecie pomysłu wydarzyła się w angielskim sądzie pracy. Pracownica domagała się przed nim zaległej wypłaty. Jej dyrektor bronił się (?) tym, że w nazwie firmy opuściła słowo „Limited” więc nie chodziło jej o jego firmę, ergo – proces nie mógł się odbyć. Na tak groteskowy i żenujący wykręt sędzia zrugał go w ostrych słowach za utrudnianie wymierzenia sprawiedliwości. Więcej szczęścia miał kolumbijski minister spraw wewnętrznych, którego cały proces o korupcję został unieważniony przez ichni Sąd Najwyższy, bo akt oskarżenia podpisał „jedynie” zastępca prokuratora generalnego a nie on sam. Natomiast dla sędziów jest to „politycznie” wygodna furtka do uchylenia decyzji bez kwestionowania jej meritum. Tak było chociażby w sprawie odebrania dzieci samotnej matce z Białegostoku, która rok temu zelektryzowała opinię publiczną. Od razu okazało się, że były błędy proceduralne… Swoją drogą to dość przerażające jak łatwo je znaleźć kiedy są potrzebne. Maciej Kawecki liczy więc na nić porozumienia z sądem pierwszej instancji jak obejść linię orzeczniczą NSA.
Zacznijmy więc od najważniejszego. Ta zupa jest robiona z gwoździa. To jest fortel jak kupić Kościołowi kolejny rok kosztem kolejnego zakpienia ze skarżących. „Gdy duszpasterz odmawiał przyjęcia nadesłanego oświadczenia, wnioskujący odwoływali się do Generalnego Inspektora Ochrony Danych Osobowych, jednak bezskutecznie, co niedawno (11 stycznia 2012 r.) potwierdził Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie, słusznie uznając, iż organy państwowe nie są władne ingerować w sprawy wewnątrzkościelne” – pisał w styczniu 2012 roku znający temat od podszewki ks. dr hab. Piotr Majer. Najwyraźniej wówczas Kościół jeszcze nie wiedział, że mu się krzywda dzieje (proboszczowie byli uznawani za uczestników na prawach strony od 2011 roku). Ba! Nie wiedział tego nawet po ośmiu wyrokach Naczelnego Sądu Administracyjnego w październiku, które ostatecznie złamały jednostronny dyktat arcybiskupów. Połapał się dopiero w tym roku, po przekuciu tych wyroków w decyzje GIODO i tylko dzięki Panu Mecenasowi, który sokolim wzrokiem dostrzegł, że stoi napisane „proboszcz parafii” a ma stać „parafia”. I wielka szkoda, bo rzucania na szalę trzeciorzędnych zarzutów po przegraniu sprawy najwyraźniej miał już dosyć sam Sąd Najwyższy, który konsekwentnie odrzucał takie „zapomniane” zarzuty. Zgodnie z zasadą, która powinna być tzw. „oczywistą oczywistością”, że do sądu idzie się ze wszystkimi zarzutami jakie się ma, a nie wyciąga kolejne wycofując na z góry upatrzone pozycje.
Po drugie primo. Wyroki na które powołuje się autor nie są bezpośrednio związane z sytuacją parafii. Dotyczą takich rażących sytuacji jak pomieszanie osoby fizycznej z pełnioną funkcją (pana Kowalskiego z burmistrzem miasta Kowalskim) lub uznanie za stronę prezesa zarządu firmy (ze szkodą dla rady nadzorczej i całej wewnętrznej hierarchii). Niczego takiego tu nie ma. Biuro GIODO robiło w tej batalii różne dziwne rzeczy, ale pisma adresują zawsze do „Księdza Proboszcza” (nawet pomijając imię i nazwisko, a więc autor wytyka nieistniejący błąd!). Nie ma też w parafiach żadnej hierarchii – jest kilku posługujących wikariuszy i proboszcz, który wszystkim zarządza i podejmuje decyzje (co autor jak na ironię sam podkreśla!). Intencje reprezentującego proboszczów – czym zapomniał się pochwalić – prawnika zdradza oczekiwanie uchylenia decyzji na tak naciąganej podstawie: „sankcją za dopuszczenie się przez organ powyższych naruszeń powinna być nieważność wszystkich dotychczas wydanych decyzji„. Tę swoistą karę dla urzędu za amatorszczyznę stosuje się wobec sytuacji rażących, zwłaszcza jeżeli uchybienie wpływa na prawa i obowiązki właściwej strony postępowania. Tymczasem autor nie ocenia rangi uchybienia, bo musiałby odrzucić własny pomysł. W podobnej sprawie IV SA/Wa 646/11 „nasz” sąd – WSA w Warszawie – orzekł tak oto:
Badając legalność zaskarżonej decyzji w oparciu o powołane wyżej przepisy Sąd uznał, że decyzja ta nie narusza prawa w stopniu kwalifikującym ją do wyeliminowania z obrotu prawnego, natomiast argumenty podniesione w skardze nie zasługują na uwzględnienie. (…) Sąd zważył, iż stwierdzenie nieważności decyzji jest wyjątkiem od ogólnej zasady trwałości decyzji ostatecznych, o której mowa w art. 16 § 1 k.p.a. i może mieć miejsce tylko wtedy, gdy decyzja w sposób niewątpliwy dotknięta jest przynajmniej jedną z wad wymienionych w art. 156 § 1 k.p.a. Z tego powodu wykładnia wymienionych przesłanek winna mieć charakter ścieśniający (v. wyrok SN z dnia 11 maja 2000 r., III RN 62/00, OSNAPiUS 2001, nr 4, poz. 100). Zasadniczo istotą tych przesłanek jest: (1) brak legitymowanego podmiotu – art. 156 § 1 pkt 1 i 4, (2) znaczna ułomność przedmiotu stosunku prawnego – pkt 5 i 6, (3) fakt, że przedmiot stosunku nie istnieje – pkt 2 i 3.
I wreszcie po trzecie primo. Od dawna walczymy z trwającą od 1998 roku dyskryminacją katolików przez GIODO, który zawziął się, że żadnemu nie wyda decyzji, bo dura lex sed lex i skrupulatnie oddziela uprawnionych od katolików na etapie subsumpcji. W marcu mówiłem o tym głośno jako pierwszy w Polsce, nazywając to naruszeniem Konstytucji i praw człowieka. Przypominało to szukanie człowieka przez Diogenesa. Więc może niech Pan Mecenas nie przeszkadza w „konstruktywnej dyskusji nad zasadnością działań podejmowanych przez GIODO w sprawie apostatów” (o którą apeluje w ostatnim zdaniu) wprowadzaniem do niej marginalnych kwestii technicznych. 🙂 Nie czas gumkować jedno słowo gdy GIODO dzieli Polaków według kryterium wyznaniowego.
Strona kościelna może oczywiście próbować kupić sobie jeszcze jeden rok koniecznością zamiany w dokumentach „proboszcza parafii” na „parafię”, nadal udając, że nie widzi przekraczającej granicę śmieszności dyskryminacji katolików przez GIODO, z którą walczymy od jakichś trzech lat (co z kolei samo w sobie przekracza granicę śmieszności). Najwyraźniej wobec jawnego już braku recognitio Stolicy Apostolskiej dla „instrukcji o apostazji” z marca 2012 roku nie zostaje jej nic innego niż – mówiąc Jackiem Kurskim – „iść w lipę” czyli w coś co w najlepszym wypadku można nazwać mało istotnym uchybieniem. Warto jednak zadać sobie pytanie czy przedłużanie tej agonii „Kościoła Polskiego” jest naprawdę zwycięstwem w sądzie na miarę Konferencji Episkopatu Polski. Zachodzi obawa, że tak.
„Nie powiadomił ich pan o prawie do milczenia” – scena z 1973 roku
Facebook Comments