W 1958 roku Sąd Apelacyjny we Florencji wydał wstydliwy wyrok, który był niczym innym niż ugięciem się przed potęgą Kościoła w czasie Zimnej Wojny – małżeństwo Mauro i Loriana Benelli mogło być znieważone przez arcybiskupa Pietro Fiordelli za sam fakt wzięcia ślubu cywilnego ponieważ… byli ochrzczeni. Jednocześnie ani państwo włoskie ani tym bardziej Watykan nie przewidywały możliwości uniknięcia tej pułapki – prawie wszyscy obywatele włoscy (ochrzczeni) zostali sprowadzeni do roli poddanych biskupów. Trzydzieści lat później w prawie identycznej pod względem prawnym sprawie Marian Guinn przeciwko Kościołowi Chrystusa w Collinsville sprawiedliwość wreszcie zwyciężyła.
Pani Guinn była pielęgniarką w liczącym 3,500 mieszkańców miasteczku Collinsville w Oklahomie gdzie pięć procent populacji należało do Kościoła Chrystusa. Ona również została jego członkiem w 1974 roku. W 1980 roku zaczęła się spotykać z rozwiedzionym mężczyzną z tego miasteczka, który nie był członkiem jej kościoła. Starszyzna – Ron Whitten, Ted Moody i Allen Cash – zachowała czujność i wezwała ją przed swe oblicze. Kobieta przyznała się do współżycia seksualnego z partnerem. Nigdy zbyt mało dociekliwi z kim śpią inni, ci chrześcijańscy bigoci kazali jej (!) zerwać tę znajomość. Rozpoczęli też procedurę dyscyplinarną „trzech kroków” w której swoją władzę opierali na Ewangelii św. Mateusza. Chcieli ją zmusić do ujawnienia przed całym kościołem, że jest „cudzołożnicą”. Grozili ujawnieniem jej związku jeśli sama tego nie zrobi. Oczywiście – wszystko dla dobra jej duszy. W rzeczywistości chodziło o umocnienie władzy nad kongregacją. Pewnie uszłoby im to na sucho, ale pielęgniarka miała na tyle oleju w głowie, że skontaktowała się z adwokatem, który poradził jej wysłanie listu o wystąpieniu z Kościoła Chrystusa w Collinsville zanim starszyzna ujawni przerażającą prawdę o jej związku. Pani Guinn 24 września 1981 roku wysłała list w którym napisała, że „nie chce, by wymieniono jej nazwisko poza tym, że wystąpiła z kościoła„. Prosiła też w ostatniej rozmowie, by nie ujawniali kongregacji jej życia osobistego. Usłyszała od starszyzny: „nie możesz oddzielić się od nas, to my musimy oddzielić się od ciebie„. Z ich kościoła nie można nigdy wystąpić ponieważ „jest to doktrynalnie niemożliwe„. W ich kościele można się było urodzić, ale nie można było z niego wystąpić – chyba, że sami kogoś ekskomunikowali. Nie uznawali więc żadnych „aktów apostazji”. Byli na tyle pewni siebie, że 4 października na mszy przeczytali ok. 120 wiernym oświadczenie z kim sypia – „ponieważ tak nakazuje Pismo” – i zakazali im utrzymywać z nią kontakty (withdrawal of fellowship). Było to już po jej oficjalnym wystąpieniu. Tydzień później dla pewności przeczytali je ponownie. Wysłali tę informację do czterech lokalnych kościołów tego wyznania, aby tam też zostało odczytane.
W sądzie Tulsa County rozpoczął się proces o naruszenie prawa do prywatności. Pani Guinn wystąpiła o 1,35 miliona dolarów odszkodowania. W marcu 1984 dwunastu ławników po pięciu godzinach narady jednogłośnie orzekło, że Kościół Chrystusa w Collinsville naruszył jej prawa i przyznał jej 827 tys. dolarów odszkodowania za wszystkie trzy uznane krzywdy. Ponieważ jednak nakładały się na siebie, we wrześniu zawarto ugodę – jedynie 390 tys. $ za ujawnienie faktów z życia osobistego plus 44,737 $ odsetek. Pozwani złożyli apelację do Sądu Najwyższego Oklahomy gdzie proces utknął. Zakończył się wyrokiem z 17 stycznia 1989 roku (sprawa numer 62154). Planowali dalej apelować do Sądu Najwyższego USA, ale ostatecznie zgodzili się zapłacić nieustaloną sumę. Proces dotyczył granic wolności kościołów, przyznanej Pierwszą Poprawką. Skarżąca twierdziła, że starszyzna ujawniła szczegóły jej życia prywatnego tak jakby była członkiem Kościoła Chrystusa w Collinsville podczas, gdy nim nie była. Z tego powodu Pierwsza Poprawka nie ma zastosowania. „Nie ma znaczenia czy cudzołożyła jak cała ulica długa. To nie daje kościołowi prawa do wtykania swojego nosa” – powiedział jej prawnik, Thomas Frasier. Oskarżeni twierdzili, że ich kościół nie przewiduje czegoś takiego jak wystąpienie. Według nich, członkiem było się do końca życia. Można przestać praktykować czyli być „apostatą”, ale nie narusza to ich władzy nad tą osobą. Z tego powodu zasłaniali się Pierwszą Poprawką i twierdzili, że jest to „sprawa wewnętrzna„. Nawiasem mówiąc – jest to dokładne stanowisko Kościoła Katolickiego w tej kwestii.
Sprawa wzbudziła ogromne zainteresowanie w USA i była przedstawiona przez wiele gazet i telewizji o zasięgu krajowym, m.in. w New York Times, Time i Newsweeku.
Sąd Najwyższy Oklahomy uznał na podstawie wcześniejszych precedensów, że Marian Guinn poprzez list z 24 września 1981 roku wystąpiła z Kościoła Chrystusa w Collinsville i wycofała swoją zgodę na podleganie jego doktrynie. Konstytucja Stanów Zjednoczonych daje jej prawo zarówno podlegać władzy religijnej dowolnego kościoła jak i jej nie podlegać. Ponadto skarżąca nie wiedziała, że członkostwo w tym kościele jest „na zawsze” i wstępując do niego nie miała zamiaru pozbawić się praw obywatelskich. Po wyroku powiedziała: „To co robię jest między Bogiem a mną. Nie potrzebuję kościoła jako mediatora. To nie była ich sprawa„.
Sąd uznał ponadto, że starszyzna jest odpowiedzialna za trzy rzeczy – ujawnienie faktów z życia osobistego, celowe zranienie emocjonalne oraz „intrusion upon seclusion„. Pod względem formalnym wyrok obowiązuje w stanie Oklahoma, ale ma wpływ na sądownictwo w całych Stanach Zjednoczonych ograniczając stosowanie Pierwszej Poprawki jako ochrony przed pozwami o czyny duchownych, np. znęcanie się nad dzieckiem w celu „wygonienia diabła”. Grupy chrześcijańskie oskarżyły go o wywołanie sytuacji w której osoba zagrożona ekskomuniką może jej uniknąć ubiegając kościół swoim wystąpieniem. Pozytywną stroną jest prawie odejście do lamusa starożytnej praktyki ostracyzmu wobec ekskomunikowanych – pokutuje jeszcze wśród Świadków Jehowy i pomniejszych sekt. Sednem wyroku jest uznanie, że jurysdykcja kościoła nad członkiem nie może być regulowana przez sam kościół. Musi istnieć uznawana przez państwo granica między jurysdykcją a jej brakiem – i jest nią prawo do formalnego wystąpienia listem.
Facebook Comments